Taksówkarze w Santiago, stolicy Chile, zablokowali w czwartek główną arterię w centrum protestując w ten sposób przeciwko kierowcom prywatnych samochodów odbierających im klientów przy pomocy internetowej aplikacji Uber. Fala protestów przeciwko Uberowi przetoczyła się przez cały świat.
Przeciwnicy Ubera, który kojarzy kierowców mających wolne miejsca w swoich samochodach z klientami, twierdzą, że umożliwia on świadczenie usług przewozowych osobom bez kwalifikacji, niepłacących podatków i pozbawiających ich zarobków.
- Nie mam problemu z tym, że oni (kierowcy Ubera) pracują - wszyscy mamy prawo zarabiać, ale to jest nieuczciwe. Spadek liczby moich klientów jest oczywisty - powiedział jeden z uczestników demonstracji Jaime Poblete Soto.
Bez regulacji
Filia Ubera w Chile rozpoczęła działalność w grudniu 2014 r. i obecnie ma ok. 10 tys. zarejestrowanych kierowców. Według szefa Uber Chile, Carlosa Schaafa, firma wielokrotnie zwracała się do władz o wydanie jasnych zarządzeń regulujących jej działalność, ale - jak dotychczas - bezskutecznie.
Schaaf przyznaje, że obecnie w prawie brak jasnych przepisów określających działalność Ubera. - Prowadzimy rozmowy z deputowanymi do parlamentu i z lokalnymi władzami - dodał.
Minister transportu Chile Andres Gomes-Lobos oświadczył, że jeśli kierowca zostanie przyłapany na ściąganiu od klienta opłaty wyższej niż przewidują przepisy, zostanie ukarany. Dodał jednak, że dla Ubera może znaleźć się miejsce w systemie prawnym Chile jeśli w parlamencie dojdzie do "szerokiego porozumienia”.
Demonstracje taksówkarzy przeciwko Uberowi odbyły się w wielu innych krajach, m. in. w Argentynie, Brazylii, Meksyku i Francji. W Nairobi, stolicy Kenii, rozeźleni taksówkarze podpalili jeden z samochodów Ubera.
Autor: gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock