Złoty nie zwalnia tempa i kursy głównych walut w minionych dniach naruszały okrągłe bariery lub osiągały długoterminowe minima - komentuje Bartosz Sawicki, analityk firmy Cinkciarz. Ekspert dodaje, że w bieżącym kwartale "na świecie nie ma waluty szybciej zyskującej od złotego".
Jak wyjaśnia Bartosz Sawicki, umocnienie się złotego "to efekt połączenia korzystnych czynników lokalnych i globalnych". "Przede wszystkim rynki finansowe przestały obawiać się ostrego nastawienia Rezerwy Federalnej wywołującego wcześniej lawinowe spadki cen obligacji, akcji i sprzyjającego sile amerykańskiej waluty. Z mniejszym niepokojem obserwowany jest też konflikt na Bliskim Wschodzie" - komentuje analityk.
Zwraca uwagę, że kurs euro w wakacje i tuż po wyborach odbijał się od poziomu 4,40 zł. "Za trzecim razem został on sforsowany i EUR/PLN spadając do 4,34 znalazł się najniżej od pandemicznego marca 2020 r. Złoty i polskie aktywa korzystają na zmianie postrzegania perspektyw polityki pieniężnej i fiskalnej. Nowy rząd w celu realizacji przedwyborczych obietnic początkowo będzie musiał zwiększyć deficyt budżetowy. Rada Polityki Pieniężnej w najbliższym roku co najwyżej symbolicznie obniży koszt pieniądza z bieżącego poziomu 5,75 proc. W krótszym horyzoncie podniesie to atrakcyjność złotego, a w szerszym ograniczy ryzyko, że uporczywa inflacja doprowadzi do erozji fundamentów gospodarki" - ocenia analityk.
Co dalej z kursem euro do złotego?
Bartosz Sawicki wskazuje, że inwestorzy z ulgą przyjęli zakończenie konfliktu z UE i oczekują szybkiego odblokowania unijnych funduszy. "Pomogą one wydźwignąć wzrost gospodarczy z dołka i ugruntują poprawę sytuacji w bilansie płatniczym. W razie konieczności środki walutowe rządu będą mogły być wymieniane na rynku, a nie w banku centralnym, co niczym kotwica będzie stabilizować złotego w epizodach turbulencji na światowych rynkach. Atutem złotego będzie też relatywnie silny wzrost gospodarczy" - komentuje.
"Konsumpcja w 2024 r. zaliczy kilkuprocentowe odbicie, a dynamika PKB przekroczy 2,5 proc. Powyższe argumenty przemawiają za pozostaniem złotego na wzrostowej ścieżce. W 2024 r. kurs euro zadomowi się na przedpandemicznych pułapach, EUR/PLN stopniowo osuwać będzie się w kierunku 4,25, a notowania powinny być mniej zmienne niż w minionych trzech latach. Na finiszu tego kwartału polska waluta po ostrym sprincie może jednak łapać zadyszkę. Spodziewamy się, że wspólna waluta na koniec grudnia kosztować może o kilka groszy więcej niż obecnie" - pisze ekspert.
"Dolar ma już za sobą epizod silnego umocnienia"
Zdaniem Sawickiego umocnieniu złotego nie będzie przeszkadzać sytuacja w notowaniach głównych walut. "Dolar ma już za sobą epizod silnego umocnienia trwającego od lipca. USD/PLN po raz pierwszy od połowy wakacji naruszył barierę 4,0. Amerykańska waluta rozpoczęła kolejną odsłonę długoterminowego trendu spadkowego. Będzie on postępował wraz z hamowaniem wzrostu gospodarczego i kontynuacją wygasania inflacji. Dolar nie tylko utraci dotychczasowy wyróżnik pod postacią siły koniunktury, która ostro kontrastuje z zagrożeniem recesją w strefie euro i anemią chińskiej gospodarki, ale znajdzie się pod presją obniżek stóp procentowych" - czytamy w komentarzu Sawickiego.
"W czasie, gdy dynamika PKB USA będzie się obniżać, tempo wzrostu w Eurolandzie nieznacznie przyspieszy, co będzie dodatkowo działać na niekorzyść USD. W 2024 r. utrzymanie się siły złotego i słabości dolara w relacji do głównych walut sprawi, że USD/PLN zadomowi się poniżej 4,0, a następnie osiągnie 3,70. Ostatnia przecena amerykańskiej waluty mogła jednak być nieco przedwczesna i zbyt gwałtowna. Zmiana nastawienia Rezerwy Federalnej jest nieodzowna, ale powinna być mniej radykalna i nastąpić później niż obecnie zakładają to inwestorzy. W rezultacie w najbliższych tygodniach impet przeceny może wygasnąć i prognozujemy, że kurs dolara rok zakończy w okolicy 4,05 zł" - przewiduje analityk.
Najsilniejsza z walut
Ekspert zwraca uwagę, że obecnie frank jest najsilniejszą z głównych walut. "CHF/PLN obniżył się o około 4 proc. w czasie gdy USD/PLN zanotował dwukrotnie silniejszy spadek, a euro potaniało o około 6,5 proc. To zasługa aktywnego wsparcia ze strony banku centralnego dążącego do zachowania siły przez CHF. SNB zależy przy tym na stabilnym kursie realnym efektywnym, czyli mierze odzwierciedlającej strukturę handlu zagranicznego i uwzględniającej różnice w dynamice inflacji. Presja cenowa w Szwajcarii jest słabsza niż innych w gospodarkach, co oznacza, że by wskaźnik ten nie zmieniał wartości, frank musi drożeć w relacji do euro, dolara, czy funta. W październiku wybuch konfliktu na Bliskim Wschodzie stał się dodatkowym źródłem popytu na franka" - czytamy.
"Gdy w listopadzie oddziaływanie tego czynnika wygasło, kurs szwajcarskiej waluty naruszył 4,50 zł. CHF/PLN znalazł się najniżej od sądnego czerwca 2022 r., gdy szwajcarski bank centralny zaszokował świat rozpoczęciem podwyżek stóp procentowych bez zapowiedzi i zanim cykl zacieśniania rozpoczął Europejski Bank Centralny. Frank stopniowo powinien zrównywać się wartością ze wspólną walutą, ale będzie to długi proces. Inflacja w Szwajcarii od pół roku nie przekracza 2 proc. Z każdym miesiącem utrzymywania się dynamiki CPI poniżej tej bariery w Szwajcarskim Bank Narodowym będzie cementować się przekonanie, że presja cenowa została opanowana" - pisze ekspert.
Dodaje, że "w rezultacie z czasem słabnąć będzie dotychczasowa preferencja, by frank był mocny, która w minionych kilkunastu miesiącach przekuwana była w interwencje walutowe". "Nie spodziewamy się jednak ani obniżek stóp procentowych z obecnego poziomu, ani przejścia do osłabiania waluty w celu wsparcia. Z tego względu powrót EUR/CHF do 1,0 będzie mieć charakter szarpanego dryfu. Za rok frank powinien kosztować około 4,25 zł. Zimą, m.in. ze względu niepokój o kondycję europejskiej gospodarki, spadki kursu CHF mogą jednak wyhamować" - ocenia Sawicki.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock