Nakładanie na pijanych kierowców obowiązku wyposażania aut w urządzenia wyłączające zapłon - jeśli zawartość alkoholu w powietrzu wydychanym przez kierowcę przekracza dopuszczalny poziom - przyczyni się do poprawy bezpieczeństwa - oceniają eksperci.
Według medialnych doniesień Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju chce, by wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie było obowiązku wożenia alkomatów w każdym aucie. Zamiast tego kierowca złapany na prowadzeniu po alkoholu ma mieć obowiązek zamontowania w aucie, na własny koszt, tzw. alcolock.
Wynalazek sprzed 50 lat
- Pomysł stosowania alkotestów jest w dalszym ciągu rozważany. Na początku przyszłego tygodnia zespół roboczy przy Krajowej Radzie Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego przedstawi rekomendacje dotyczące testerów alkoholu w wydychanym powietrzu, alkomatów, a także blokad alkoholowych. Badane są doświadczenia innych krajów ze stosowania tych rozwiązań, zarówno w przypadku indywidualnych kierowców, jak i w transporcie zbiorowym - poinformował PAP rzecznik MIR Piotr Popa.
Insp. Marek Konkolewski z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji przypomniał, że urządzenie blokujące zapłon zostało opracowane w latach 60. ubiegłego wieku w USA. - Jestem przekonany, że to kwestia krótkiego czasu, kiedy producenci wprowadzą takie urządzenie jako element wyposażenia obowiązkowego samochodów - powiedział Konkolewski.
Firmy zacierają ręce
Średni koszt urządzenia to kilka tysięcy złotych. Zdaniem eksperta ważne jest to, aby nie były one drogie i żeby można je było powszechnie stosować. - Przeciętny Polak ma do dyspozycji auto co najmniej 15-letnie. Rodzi się też pytanie, czy konstrukcje samochodów wyprodukowanych wiele lat temu są przystosowane i czy będzie można te auta w praktyce dostosować do tego typu blokad - powiedział policjant.
- To jest dobra, racjonalna propozycja, idąca w dobrym kierunku. Im więcej takich instrumentów, które będą stanowiły pewną zaporę dla tych, co po kilku głębszych zechcą wsiąść do samochodu, tym lepiej - powiedział Konkolewski.
Dobry pomysł
Pomysł popiera także prezes Stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego Bartłomiej Morzycki. Podkreślił, że wdrożenie tego pomysłu zależy od szczegółowych rozwiązań prawnych i technicznych. - W taką blokadę wyposaża się konkretny pojazd, a sankcja byłaby orzeczona wobec konkretnego kierowcy. Jaka jest pewność, że ten konkretny kierowca będzie kierował tym konkretnym pojazdem, a nie innym, należącym np. do kolegi czy z wypożyczalni? - zastanawiał się Morzycki.
- Kierunek jest słuszny. Prawo w Polsce w zakresie przeciwdziałania i zwalczania pijanych kierowców jest dobre, ale niedostatecznie stosowane. Lepsze od karania są wszelkie działania prewencyjne. Taka blokada byłaby działaniem prewencyjnym, a więc wpisuje się to w pozytywny sposób myślenia o problemie - powiedział ekspert.
Ocenił, że pomysł premiera Donalda Tuska zmierzający do wprowadzenia powszechnego obowiązku wyposażania pojazdów w alkomaty wydaję się trudny do zrealizowania i nie przyniósłby zamierzonych efektów. - To zbyt duże wymaganie wobec zbyt dużej liczby osób i trudno egzekwowalne. Tamten pomysł został przyjęty przez ekspertów chłodno. Myślę, że ten zyska więcej zrozumienia - powiedział Morzycki.
Szwecja świeci przykładem
Wprowadzenie urządzeń wyłączających zapłon w aucie, jeśli zawartość alkoholu w powietrzu wydychanym przez kierowcę przekracza dopuszczalny poziom, pozytywnie ocenia były policjant stołecznego wydziału ruchu drogowego, obecnie biegły sądowy Wojciech Pasieczny. - Taki system sprawdził się w Szwecji. Jest tendencja, że w niedługim czasie będzie to standardowe wyposażenie samochodów. Karanie całego społeczeństwa, wszystkich kilkunastu milionów kierowców za wybryki, kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy to jest przesada. Nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej - powiedział.
Autor: rf//gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24