Długie kolejki jak za PRL, banknoty wędrują z rak do rąk, do czego ta kolejka? Zdecydowanie nie do ostatniej parówki, a do sklepu Apple. Wielkim szturmem zaczął się pierwszy dzień sprzedaży najnowszego gadżetu z nadgryzionym jabłkiem - iPada.
To prawda, że ma niewymienna baterię, prawda, że nie obejrzysz na nim stron we flashu. Ale kogo obchodzą szczegóły, gdy w sklepach pojawił się agresywnie promowany tablet firmy Apple.
Cienki dotykowy komputer, wyposażony tylko w ekran (i kilka przycisków) jest w istocie wielkim iPhonem. Czym się różni od małego brata? Głównie rozmiarem. I brakiem (w najtańszej wersji) modułu potrzebnego, by łączyć się nim z siecią komórkową 3G.
O co tyle szumu
Czemu więc cały internet od czasu prezentacji iPada przez Steva Jobsa, zawrzał jakby odkryto nowy lek na wyjątkowo uciążliwą chorobę?
Jak zauważają ci, co mieli go już w rękach: iPad oficjalnie zniósł granice między internetem a internautą. W jaki sposób? Otóż używając urządzenia zapominamy, że trzymamy w rękach komputer, , pisze CNN.
Sceptycy mówią jednak, że zachwyt nowym tabletem został wszystkim wmówiony przez charyzmatycznego Jobsa.
Jedno jest pewne - iPad napędził falę istniejąca już od pewnego czasu w komputeryzacji - komputerów osobistych, które chcą być nam książką, telewizorem, "internetem"... A nade wszystko - codziennym towarzyszem.
Źródło: tvn24.pl, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters, PEP/EPA