Wschodnie kraje Unii Europejskie, początkowo zjednoczone w opozycji do rosyjskiej polityki, są obecnie podzielone w ocenie, jak należy reagować na ukraiński najazd Władimira Putina - pisze Bloomberg.
Z jednej strony polski premier Donald Tusk i jego bałtyccy sojusznicy, którzy twierdzą, że UE i NATO muszą - kierowani historyczną odpowiedzialnością - reagować na agresję Rosji ostrzejszymi sankcjami. Inne państwa twierdzą z kolei, że taka postawa jest nierealna, zważywszy na europejską zależność energetyczną od Rosji.
Podzieleni
Bloomberg przypomina, że podczas ostatniego szczytu UE w sprawie Ukrainy dyskusja zeszła na sankcje energetyczne. Wówczas premier Węgier Wiktor Orban podkreślił, że nie może wspierać protestów wobec Rosji, kiedy Węgry w 80 proc. opierają się na surowcach energetycznych dostarczanych z tego kraju. Podział ten pokazuje, jak uzależniona od rosyjskiej energii Europa jest upośledzona w kwestii wspólnej odpowiedzi wobec działań Putina - analizuje Bloomberg. Odpowiedź ta mogłaby zniechęcić rosyjskiego przywódcę do dalszych działań na Ukrainie. Podczas gdy pierwsze reakcje unijnych polityków były zbieżne, obecnie nie jest jasne, w jaki sposób kolejne decyzje będą miały wspólny front. - Groźba sankcji ze strony UE nie jest wiarygodna, a co gorsze może spalić na panewce - uważa Andreas Goldthau z uniwersytetu Harvarda. - Nie jest możliwe wprowadzenie sankcji bez uderzenia w Zachód - dodał.
Pamięć historyczna
Bloomberg przypomina, że UE opiera na Rosji ok. 35 proc. swojego zapotrzebowania na ropę i 30 proc. na gaz. Dodatkowo rozmowę w gronie krajów UE komplikuje historia. Aneksja Krymu wywołała wspomnienie sowieckich aneksji z początku XX wieku - Polski, Estonii. Łotwy i Litwy oraz najazdu na Budapeszt w 1956 i Pragę w 1968 roku. Bloomberg zaznacza, że dla Polski "potrzeba polityczna przebija imperatyw gospodarczy". - Sankcje są jak broń jądrowa - lepiej nimi grozić, niż z nich korzystać - przypomina Bloomber, cytując polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Z kolei bułgarski premier Plamen Oreszarski już w zeszłym miesiącu zaznaczył, że nie będzie wspierał sankcji gospodarczych na dużą skalę. Premier Węgier dodał, że silniejsze środki wobec Rosji nie są w interesie Europy. Sprzeciw wobec szerszych sankcji wychodzi też poza dawny blok sowiecki. Cypryjskie minister spraw zagranicznych Ioannis Kasoulides mówił, że bojkot Rosji "zniszczy" gospodarkę Cypru. Pomimo różnic ostatnio Parlament Europejski przegłosował ostrzejsze sankcje wobec Rosji. Ustalenia te nie są jednak wiążące dla krajów członkowskich. Bloomberg zauważa, że istnieje szansa, że kolejne sankcje nie będą potrzebne. Wszystko po ustaleniach spotkania w Genewie, gdzie strony zobowiązały się do obniżenia napięcia w ukraińskim konflikcie.
Autor: mn/klim/ / Źródło: Bloomberg