Po porażce negocjacji między rządami krajów UE i PE ws. budżetu na 2011 rok, szef Komisji Europejskiej Jose Barroso zarzucił "małej grupie państw", że nie negocjowały "w duchu europejskim". Choć ich nie wymienił, wiadomo, że chodzi o Wielką Brytanię, Holandię i Szwecję.
- Jestem skrajnie rozczarowany, że rozmowy między Radą a Parlamentem Europejskim w sprawie budżetu na 2011 rok zostały zerwane. (...) Żałuję, że mała grupa państw nie była przygotowana do negocjacji w duchu europejskim. W rzeczywistości, biorąc pod uwagę zaawansowany stan negocjacji i poczyniony postęp, można było osiągnąć wczorajszej nocy porozumienie - oświadczył we wtorek Jose Barroso.
- Ci, którzy myślą, że wygrali z "Brukselą", sami strzelili sobie gola - dodał.
Stracą ludzie nie instytucje
Tłumaczył bowiem, że unijny budżet nie jest dla unijnych instytucji, ale przede wszystkim dla Europejczyków, którzy korzystają z rozmaitych unijnych programów i funduszy. - To oni (obywatele, przedsiębiorcy, miasta, regiony i obszary wiejskie) odczują wpływ porażki porozumienia budżetowego - podkreślił Barroso.
Po porażce w sprawie unijnego budżetu na przyszły rok zgodnie z Traktatem UE od stycznia 2011 roku unijne instytucje będą pracować na podstawie systemu prowizorycznych dwunastek. Każda polityka będzie finansowana miesięcznie w wysokości maksymalnie jednej dwunastej budżetu na rok 2010. Tak będzie, dopóki PE i Rada ministrów finansów, które tworzą tzw. władzę budżetową UE i są odpowiedzialne za przyjmowanie budżetów rocznych, nie porozumieją się w sprawie nowej propozycji budżetu.
Jak najszybciej nowa propozycja budżetu
Barroso poinformował, że poprosił komisarza ds. budżetu Janusza Lewandowskiego, by ten "jak najszybciej" przygotował nowy projekt budżetu na 2011 rok. Ten zapowiedział już, że przyjęcie budżetu 2011 potrwa zapewne "kilka miesięcy".
Porażką zakończyła się w poniedziałek tuż po północy ostatnia runda koncyliacji (procedury pojednawczej) między PE a Radą, czyli rządami, w sprawie budżetu na 2011 r. Nie poszło o wielkość budżetu, ale o ambicje PE, by aktywnie uczestniczyć w nowej wieloletniej finansowej perspektywie UE po roku 2013.
Kto jest temu winny
Dyplomaci winą za fiasko poniedziałkowych rozmów obarczali przede wszystkim Wielką Brytanię, wspieraną przez Holandię i Szwecję, które nie zgodziły się na polityczno-instytucjonalne postulaty PE dotyczące nowej perspektywy finansowej UE po 2013 roku (m.in. kwestia reformy dochodów UE i udziału PE w negocjacjach od samego początku).
Delegacja PE już w ubiegłym tygodniu poszła na ustępstwo i zgodziła się na mniejszy budżet, dokładnie taki, jakiego domagały się rządy, czyli w wysokości 126,5 mld euro (wzrost o 2,9 proc. w stosunku do roku 2010). Początkowo PE domagał się wydatków na poziomie 130,5 mld euro.
W tym roku negocjacje budżetowe przebiegają wyjątkowo dramatycznie. Grupa krajów płatników netto do unijnej kasy, w której prym wiedzie Wielka Brytania, od kilku miesięcy sprzeciwia się nadmiernemu wzrostowi wydatków, wskazując na kryzys i drastyczne cięcia w narodowych budżetach. Po raz pierwszy zgodnie z Traktatem z Lizbony PE jest równoprawnym partnerem Rady ministrów finansów, jeżeli chodzi o wszystkie wydatki roczne UE.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA