To są naprawdę poważne zmiany – stwierdziła na antenie TVN24 psycholog transportu Ewa Odachowska z Instytutu Transportu Samochodowego. W ten sposób odniosła się do nowych przepisów ruchu drogowego, które zaczęły obowiązywać we wtorek. - Nie możemy sami egzekwować poprawnych zachowań, ale unikajmy sytuacji niebezpiecznych – podkreślił kierowca rajdowy Michał Kościuszko.
We wtorek zaczęły obowiązywać nowe przepisy ruchu drogowego. Od teraz piesi wchodzący na przejście mają pierwszeństwo przed każdym pojazdem z wyjątkiem tramwaju, obowiązuje zakaz tak zwanej jazdy na zderzak, a prędkości w terenie zabudowanym zostały ujednolicone niezależnie od pory dnia.
Przechodzenie na pasach
- To są naprawdę poważne zmiany, które mam nadzieję, że wpłyną pozytywnie. Taki jest też zamysł, który stoi u podłoża wprowadzenia tych przepisów. Co jest najistotniejsze, to przede wszystkim to, że zdjęliśmy wagę z pieszych i przerzuciliśmy ją na kierujących – podkreśliła Odachowska.
I od razu wyjaśniła: - To nie jest do końca tak, że pieszy będzie mógł wchodzić na przejście, nie upewniając się, że może to zrobić. On także ma zachować szczególną ostrożność. Natomiast to obliguje kierowców do tego, żeby zdecydowanie uważniej zachowywali się w okolicach przejść dla pieszych i ustępowali pierwszeństwa pieszym, którzy w okolicach tego przejścia się znajdują.
Zdaniem psycholog transportu "druga ważna zmiana z punktu widzenia tego, co jest istotne dla bezpieczeństwa, to kwestia trzymania telefonu w ręku, a raczej patrzenia na telefon". - Nie wszyscy chyba sobie zdają sprawę, że gdy odwracamy wzrok od ruchu ulicznego, czy to dotyczy kierowcy, czy pieszego, to skutki mogą być podobne – katastrofalne. Nie widzimy tego, co się dzieje dookoła nas i narażamy nie tylko siebie, ale także innych na niebezpieczeństwo – zaznaczyła.
Jazda na zderzak
Inną zmianą jest zakaz jazdy na zderzak. - Niestety jest to bardzo powszechne. 24 godziny temu miałem taką sytuację. Jechałem rano autostradą A4 i kierowca, który dojechał do mnie - zobaczyłem go w lusterku wstecznym - myślę, że jechał dwa razy szybciej ode mnie. Jechałem zgodnie z przepisami i wyprzedzałem samochód. Na autostradzie nie można jechać szybciej niż 140 kilometrów na godzinę. Ten samochód dojechał, zbombardował mnie długimi światłami, sterroryzował i praktycznie zepchnął na prawy pas – opisywał kierowca rajdowy Michał Kościuszko..
Dodał, że nie chciał "wchodzić w żadną interakcję" i po prostu przepuścił kierowcę. - Nie możemy sami egzekwować poprawnych zachowań, ale unikajmy sytuacji niebezpiecznych. A taką sytuacją szczególnie niebezpieczną jest zachowanie za małej odległości pomiędzy pojazdami – zaznaczył.
Według Kościuszki trudno będzie nam przyzwyczaić się do tego przepisu, bo "to jest nagminne". Według nowych zasad odstęp między pojazdami na drogach szybkiego ruchu ma być nie mniejszy niż połowa prędkości, z jaką porusza się dany pojazd. Oznacza to, że kierowca jadący z prędkością 100 km/h powinien jechać w odległości 50 metrów za pojazdem przed nim.
- Często siadamy sobie na zderzaku. Jadąc, nie widzę, jakiej marki jest samochód za mną, bo znaczek jest tak blisko, że jest niewidoczny. Wtedy wystarczy, by cokolwiek się wydarzyło na drodze - bym dotknął hamulca, żeby zredukować prędkość, pojawiłoby się jakieś zagrożenie - kierowca za mną nie ma żadnych szans. Jego pole widzenia jest bardzo zawężone - jedyne, co widzi, to znaczek mojego samochodu i nie daje sam sobie szansy na reakcję – tłumaczył Kościuszko.
Czytaj także: Zmiany dla kierowców od czerwca >>>
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock