Prawie 70 strzałów oddał żołnierz, który w Nowy Rok strzelał w Mielniku (woj. podlaskie) do cywilnego auta. W środku był mężczyzna, a wcześniej jego 13-letnia córka. To cud, że nic im się nie stało. Żołnierz był pijany. Usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa i upicia się przed służbą. Twierdzi, że strzelał nie po to, aby zabić. Tłumaczył się tym, że odreagowywał trudy służby na granicy. Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował, że żołnierz zostanie "natychmiast wydalony ze służby". Trafi na trzy miesiące do aresztu.
W czwartek, 2 stycznia po południu żołnierz po wytrzeźwieniu (miał prawie dwa promile alkoholu w organizmie - red.) został doprowadzony do prokuratury. Przed godziną 15 zastępca prokuratora rejonowego Prokuratury Białystok-Północ ds. wojskowości płk Radosław Wiszenko powiedział w rozmowie z TVN24, że mężczyzna usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa w zbiegu z innymi zarzutami (m.in. przekroczeniem uprawnień - zatrzymywał pojazd, choć nie miał do tego uprawnień).
- Nie przyznał się do winy. Twierdzi, że nie strzelał, aby zabić - stwierdził prokurator.
W piątek po południu Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że mężczyzna został aresztowany na trzy miesiące. Decyzję podjął Sąd Garnizonowy w Olsztynie.
Chodzi o szokujące zdarzenie, do którego doszło w środę, 1 stycznia po godz. 15 w Mielniku. Jak tego samego dnia informowało Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, żołnierz 18. Dywizji Zmechanizowanej (konkretnie chodzi o 21. Brygadę Strzelców Podhalańskich - red.), który pełnił zadania w ramach operacji Bezpieczne Podlasie, samowolnie oddalił się z rejonu obozowiska. Wziął ze sobą broń służbową, z której oddał strzały w kierunku cywilnego pojazdu, po czym schronił się w pobliskim lesie.
Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokurator Piotr Skiba, poinformował w wydanym w czwartek po południu komunikacie, że do zajścia doszło w pobliżu placówki Straży Granicznej. Żołnierz posługiwał się służbową bronią MSBS GROT kal. 5,56. Strzelał ostrą amunicją.
Nastolatka uciekła, żołnierz trafił w fotel, gdzie wcześniej siedziała
Mężczyzna został zatrzymamy przez żołnierzy Zgrupowania Zadaniowego w Mielniku. Był pijany, nie miał żadnych obrażeń. Samochodem jechał ojciec ze swoją 13-letnią córką. To cud, że przeżyli.
Według prokuratury żołnierz najpierw zatrzymał volkswagena golfa, którym poruszał się mężczyzna z dzieckiem, potem oddał strzały w powietrze, "a następnie mierzył bronią w kierunku kierowcy i małoletniej pasażerki tego pojazdu oraz groził im pozbawieniem życia".
- Dziewczyna uciekła z samochodu, ojciec w pewnym momencie ruszył, żeby uciec przed tym żołnierzem, który go zatrzymywał. Gdy odjeżdżał, w kierunku samochodu został oddany co najmniej jeden strzał, który trafił m.in. w siedzenie pasażera, które było puste - opisał prokurator Skiba.
- Żołnierz wystrzelał trzy magazynki. Oddał prawie 70 strzałów – stwierdził Skiba w rozmowie z TVN24. Za usiłowanie zabójstwa 25-latkowi grozi dożywocie.
Zatrzymany żołnierz ma 25 lat, jest szeregowym, żołnierzem dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej od kwietnia 2024 roku. Na granicy z Białorusią był od grudnia. Na co dzień służył w Rzeszowie.
Prokuratura: tłumaczył się tym, że odreagowywał trudy służby na granicy
Prokurator poinformował, że mężczyzna oddał jeden strzał w kierunku samochodu. - Kula trafiła w tył auta i fotel pasażera. Gdyby dziewczyna nie uciekła, mogłaby zginąć - zaznaczał płk Radosław Wiszenko.
Opowiadał, że żołnierz, chcąc zatrzymać auto, oddał strzały w powietrze.
- Kierowca wyszedł i z nim rozmawiał, w tym czasie dziewczyna uciekła. Kierowca chciał odjechać, wtedy padł strzał. Żołnierz tłumaczył się tym, że odreagowywał trudy służby na granicy, napił się - poinformował prokurator.
Skiba podkreślił w komunikacie, że zatrzymany żołnierz miał po zdarzeniu w wydychanym powietrzu niespełna 1 mg/dm³ alkoholu. To około dwóch promili. Wcześniej 25-latek otrzymał rozkaz pełnienia służby w dniu 2 stycznia w godzinach od 8.00 do 20.00. Za to również usłyszał zarzut dotyczący "wprawienia się w stan nietrzeźwości" żołnierza po wyznaczeniu do służby lub pełniącego służbę. Grożą za to dwa lata więzienia.
Prokuratura zawnioskowała do sądu o trzymiesięczny areszt. Decyzja w tej sprawie ma zapaść w piątek w godzinach popołudniowych. Mężczyzna ma być skierowany na badania psychiatryczne.
"W toku czynności procesowych podejrzany złożył wyjaśnienia, w których częściowo przyznał się do zarzucanych mu czynów, twierdząc jednocześnie, że nie pamięta wszystkich okoliczności zajścia. Wskazał, iż będąc pod wpływem alkoholu, który spożył w celu zredukowania stresu związanego ze służbą, oddaliwszy się wraz z bronią w kierunku pobliskiej drogi zatrzymał poruszający się nią pojazd. Przyznał, że oddawał strzały w powietrze ale nie pamięta by strzelał w kierunku pojazdu. Wskazał, że prawdopodobnie chciał wyłącznie przestraszyć pokrzywdzonych" - przekazał w komunikacie prokurator Skiba.
Będzie natychmiast wydalony ze służby
Do sprawy odniósł się we wpisie na platformie X wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz. "Żołnierz strzelający do samochodu w m. Mielnik poniesie odpowiedzialność karną oraz zostanie natychmiast wydalony ze służby. Nie ma pobłażania dla takiego bandyckiego zachowania" - napisał szef MON.
Jak natomiast stwierdził przed kamerą TVN24 podpułkownik Kamil Dołęzka, rzecznik prasowy operacji Bezpieczne Podlasie, żołnierz nie sprawiał wcześniej żadnych problemów.
- Z pewnością będziemy mogli mówić o wydaleniu ze służby wojskowej, natomiast szczegółowy zakres odpowiedzialności określi Żandarmeria Wojskowa i prokurator - powiedział.
W rozmowie z PAP Dołęzka podkreślił, że ten incydent "kładzie się cieniem" na pracy żołnierzy przy polsko-białoruskiej granicy.
Wójt: mają pomoc psychologa wojskowego
Marcin Urbański, wójt gminy Mielnik, powiedział przed kamerą TVN24, że rozmawiał z matką dziewczynki.
- Jest to dla nich traumatyczne przeżycie. Starają się zachować spokój. Mają pomoc psychologa wojskowego, my też ze swojej strony będziemy, na ile to możliwe, zapewniać rodzinie pomoc. Z tego, co mi wiadomo, dziewczynka dziś przyszła do szkoły na zajęcia - stwierdził.
Mieszkańcy: do tej pory żołnierze zachowywali się "w porządku"
Zszokowani całą sytuacją są mieszkańcy Mielnika. - To się w głowie nie mieści - powiedział przed kamerą TVN24 jeden ze spotkanych mieszkańców.
Dodał, że do tej pory żołnierze zachowywali się "w porządku". - Był kompletnie pijany? To nie ma co dyskutować - stwierdził.
Jedna z mieszkanek powiedziała natomiast, że gdyby spotkała ją taka sytuacja, byłby to dla niej szok. - Nie powinno tak być - skwitowała.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24