Twierdza w Dęblinie, czyli XIX-wieczny bastion, miała za zadanie strzec Imperium Rosyjskiego przed przeprawą obcych wojsk przez Wisłę. Do dziś na prawym brzegu rzeki najlepiej zachował się Fort II Mierzwiączka. Sama twierdza nosiła zaś nazwę Iwangorod. Nigdy nie odegrała większej roli militarnej, a jej dzieje są nieco zapomniane. Teraz przypomina o nich Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Lublinie.
- W pierwszym etapie, czyli w latach 1838-53, wzniesiono na prawym brzegu Wisły cytadelę wraz z dwiema redutami. Po drugiej stronie Wisły, na wprost cytadeli, powstał zaś przyczółek mostowy. Czyli tak zwany Fort Gorczakowa – mówi dr Dariusz Kopciowski, lubelski wojewódzki konserwator zabytków.
Chodzi o twierdzę w Dęblinie, czyli system umocnień, który miał strzec Imperium Rosyjskiego i nie dopuścić do przeprawy obcych wojsk przez Wisłę. Decyzja o budowie twierdzy zapadła zaraz po Powstaniu Listopadowym. Prace prowadzone były według projektu gen. Iwana Dehna, pod kierunkiem ppłk. inż. Rydzewskiego. Twierdza została nazwana Iwangorodem. Na cześć marszałka Iwana Paskiewicza, który tłumił powstanie, a w 1831 roku wkroczył ze swym wojskiem do Warszawy.
Pod koniec lat 70. XIX wieku, z inicjatywy gen. E. J. Todtlebena, postanowiono twierdzę zmodernizować, tak aby powstał tu obóz warowny. Co miało się ziścić przez wzmocnienie go wysuniętymi do przodu fortami.
- Zbudowano je na planie pięcioboku. Wszystkie miały zbliżoną do siebie wielkość i warunki artyleryjskie – opowiada konserwator.
Forty rozmieszczono w promieniu od 2,5 do 3,6 kilometra od centrum twierdzy. Każdy posiadał dwa wały: niski – dla piechoty oraz wyższy – dla artylerii. W każdym znajdowały się też koszary dla załogi oraz magazyny. Połączone były z cytadelą bitymi drogami wewnętrznymi. Posiadały też łączność telegraficzną z podziemną instalacją.
Takie twierdze stawały się anachroniczne
Fortów było siedem. Na prawym brzegu Wisły najlepiej zachował się - wznoszony od 1879 roku - Fort II Mierzwiączka. - Niemal nienaruszone pozostały elementy ziemne i zespoły kazamat o architektonicznie opracowanych elewacjach z eklektycznym detalem – podkreśla dr Kopciowski.
Choć znaczenie Dęblina, wobec przewidywanego konfliktu międzynarodowego, wzrosło w latach 80. XIX wieku, to rozwój techniki wojskowej sprawiał, że takie twierdze stawały się coraz bardziej anachroniczne. Zarówno pod względem konstrukcji, jak i parametrów rozstawienia. Trzeba też wziąć pod uwagę, że umocnienia musiały się mierzyć z pociskami artyleryjskimi wystrzeliwanymi z dział wielkiego kalibru. Stąd też, pomimo prowadzonej w lata 90. XIX modernizacji, w 1909 roku wydany został rozkaz o całkowitej likwidacji fortyfikacyjnej linii obronnej na Wiśle.
Rosjanie zmienili zdanie w przededniu I wojny światowej
– Twierdza została więc opuszczona przez wojsko, a jej obiekty częściowo wysadzone. Już wtedy rozpoczęto wywóz cegły rozbiórkowej z fortów i niwelowanie elementów ziemnych – mówi konserwator.
Rosjanie zmienili jednak zdanie w przededniu I wojny światowej. W obliczu groźby ataku niemieckiego próbowano odbudować i zmodernizować twierdzę. Było już jednak za późno. W październiku 1914 roku do Dęblina podeszła armie niemiecka i austro-węgierska. Choć bitwy, które rozegrały się w tym rejonie były dla Rosjan zwycięskie, to twierdza nie odegrała znaczącej roli militarnej. Wobec klęsk również na innych odcinkach frontu, w 1915 roku Rosjanie musieli się ewakuować, niszcząc przy tym większość obiektów.
- Podczas działań II wojny światowej twierdza nie odegrała żadnej roli jako zespół ufortyfikowany, gdyż taki istniał zaledwie w stanie szczątkowym – zaznacza dr Kopciowski.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Lublinie