Samochód, którym wracali z wycieczki do Tomaszowa Lubelskiego, rozbił się na drzewie. Trzech kolegów ze środka wydostało się o własnych siłach. Myśleli, że nic im nie jest i rozeszli się do domów. Kilkadziesiąt godzin później jeden z nich w stanie zagrożenia życia był już na sali operacyjnej. - Wewnętrzny krwotok to zabójca z opóźnionym zapłonem - komentują ratownicy medyczni.
O tym wypadku na tvn24.pl informowaliśmy kilka dni temu. Trzech młodych mężczyzn z gminy Józefów (woj. lubelskie) wybrało się do Tomaszowa Lubelskiego. Pojechali - jak mówił potem prokuratorom kierowca ciemnoniebieskiego bmw - zjeść kebaba. Pasażerowie mieli też wypić piwo.
Do domu wracali w nocy z wtorku na środę. Pomiędzy miejscowością Ciotusza Stara i Łasochy 21-latek zjechał z drogi na pobocze.
- Mężczyzna twierdzi, że stracił panowanie nad autem i uderzył w drzewo - informuje tvn24.pl Stanisław Orzeł z Prokuratury Rejonowej w Tomaszowie Lubelskim.
Siła uderzenia była tak duża, że auto zostało całkowicie zniszczone. Uczestnicy wypadku sami wydostali się z wraku i nie planowali alarmować służb, bo wszyscy - jak twierdzi kierowca - czuli się dobrze.
Wyścig z czasem
O tym, że "nic mu nie jest", przekonywał też 22-latek, który w momencie wypadku siedział na tylnej kanapie. Prawda była jednak zupełnie inna. Do jamy brzusznej 22-latka sączyła się już wtedy krew z pękniętej śledziony.
- To bardzo niebezpieczny uraz, który może zabić. Ryzyko pęknięcia śledziony pojawia się przy każdym wysokoenergetycznym uderzeniu w jamę brzuszną - mówi nam Adam Stępka, rzecznik łódzkiego pogotowia.
Uszkodzona śledziona najczęściej nie powoduje żadnych objawów. I tak - najpewniej - było też w przypadku 22-latka.
Koledzy na miejsce zdarzenia wezwali lawetę. W czwartek auto trafiło już na złom. Tego samego dnia do szpitala zgłosił się pasażer, który nagle zaczął się czuć bardzo źle.
- Mężczyzna znajdował się już wtedy w stanie zagrożenia życia. Niezbędna była natychmiastowa operacja usunięcia śledziony - mówi prokurator Stanisław Orzeł.
Lekarze o ciężko rannym 22-latku poinformowali policję. Sprawa niedługo potem przerodziła się w śledztwo.
Bez wiedzy
Status podejrzanego ma w sprawie 21-letni kierowca bmw. Usłyszał już zarzut spowodowania wypadku, w wyniku którego jego pasażer poniósł poważne obrażenia zagrażające życiu.
- Podejrzany ma prawo jazdy od półtora roku. Zapewniał, że nie miał świadomości, że jego kolega może potrzebować opieki medycznej - mówi prokurator Orzeł.
Śledczy zastosowali wobec podejrzanego dozór policyjny: 21-latek ma dwa razy w tygodniu pojawiać się na komendzie. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.
"Zabija z opóźnieniem”
Adam Stępka, rzecznik łódzkiego pogotowia, podkreśla, że każde dynamiczne uderzenie w korpus może skończyć się tragicznie.
- Niektóre uszkodzone lub pęknięte organy wewnętrzne na początku nie dają żadnych objawów. Pojawiają się one dopiero wtedy, kiedy często na ratunek jest za późno. Dlatego po każdym wypadku należy pojawić się w szpitalnym oddziale ratunkowym i poinformować, co się stało. Badanie USG może w takich przypadkach uratować życie - apeluje Stępka.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Lubelska policja