Pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Taki jest prawomocny wyrok w sprawie Jacka W., jednego z uczestników marszu ONR, który w 2016 roku przeszedł ulicami Białegostoku. Sąd apelacyjny podtrzymał rozstrzygnięcie sądu pierwszej instancji, uznając, że hasło "A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści" jest kierowaniem gróźb bezprawnych pod adresem osób narodowości żydowskiej i nawoływaniem do nienawiści na tle narodowościowym.
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zapadł prawomocny wyrok w sprawie Jacka W., który w 2016 roku brał udział w marszu ONR w Białymstoku.
Sąd potrzymał wyrok pierwszej instancji, w której mężczyna dostał pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres próby wynoszący dwa lata.
W Białymstoku świętowano 82. rocznicę powstania ONR
Jacek W. został skazany z artykułów mówiących o nawoływaniu do nienawiści "na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość" oraz kierowania gróźb wobec "grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości".
Oskarżono go o skandowanie hasła "A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści" podczas marszu ONR, który odbył się 16 kwietnia 2016 roku w Białymstoku w ramach świętowania 82. rocznicy powstania organizacji. Ulicami miasta przeszło wtedy około 400 osób. Jak widać na nagraniach zarejestrowanych przez TVN24, hasło skandowało wiele osób.
Odwokat mówił, że oskarżony nie chciał nikogo wieszać
Wyrok sądu pierwszej instancji zaskarżył obrońca. Chciał uniewinnienia. W ocenie obrony taki okrzyk nie stanowi bowiem groźby karalnej w rozumieniu zapisów Kodeksu karnego, bo słowa te nie były skierowane do konkretnej grupy lub osoby, nie było też nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym, bo - jak argumentowała obrona - przepisy nie przewidują odpowiedzialności za nawoływanie do nienawiści na tle "przynależności do ruchu polityczno-społecznego", a za taki adwokat uważa syjonizm.
- Jestem pewny - i oskarżony w swoich wyjaśnieniach również o tym przekonywał - że nikt, w tym on, nie miał na myśli, żeby kogokolwiek powiesić - mówił mec. Mateusz Lesiak w swojej mowie końcowej.
W przypadku definicji słowa "syjonista" odwoływał się do wykładni językowej i celowościowej, haseł encyklopedycznych.
- Trudno znaleźć argumentację przeciwną do tego, że jest to ruch polityczny (...) i nie ma wątpliwości, że nie jest to pojęcie jednoznaczne z narodem żydowskim. Jest również wielu syjonistów, którzy Żydami nie są - powiedział mecenas Lesiak.
Prokurator mówił o oczywistej groźbie
Prokuratura chciała oddalenia apelacji i utrzymania wyroku.
- Nie mamy wątpliwości, że mamy do czynienia z groźbą, bo trudno sobie wyobrazić inne znaczenie sformułowania, że ktoś ma wisieć na drzewie. Oceniam to jako oczywistą groźbę i tak ocenił to sąd pierwszej instancji - mówił prokurator Bartłomiej Horba z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.
W jego ocenie okrzyki były kierowane do skonkretyzowanej grupy osób.
- Tu chodzi o ludność żydowską, zamieszkującą czy w Polsce, czy poza granicami Polski (...). Nie budzi tu żadnych wątpliwości, o kogo tak naprawdę chodzi - dodał.
Mówił też, że w Polsce potocznie takie sformułowanie odnosi się tylko i wyłącznie do ludności żydowskiej.
Sąd apelacyjny w całej rozciągłości podzielił szczegółowe uzasadnienie sądu okręgowego i utrzymał rozstrzygniecie w mocy. Wyrok jest prawomocny.
Dwie inne osoby skazano prawomocnie już w zeszłym roku
W listopadzie 2022 roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku wydał prawomocny wyrok wobec dwóch innych mężczyzn. Jarosław R., który miał zainicjować skandowanie wspomnianego hasła, skazany został na karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata (to łagodniejszy wyrok niż w pierwszej instancji, gdzie wykonanie kary nie było zawieszone – przyp. red.), a Krzysztof S., który miał powtórzyć hasło za Jarosławem R., dostał pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Obrońcy obu prawomocnie skazanych złożyli kasacje w Sądzie Najwyższym. Nie zostały one jeszcze rozpoznane.
Zaraz po marszu ruszyły - prowadzone najpierw w Białymstoku, a potem w Warszawie - prokuratorskie śledztwa. Dotyczyły podejrzeń nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych lub wyznaniowych. Zostały one jednak prawomocnie umorzone. Niemniej otworzyło to drogę do subsydiarnego aktu oskarżenia od stron uznanych za pokrzywdzone.
ZOBACZ TEŻ: Przez Hajnówkę przeszedł marsz środowisk narodowych. Dwie osoby podejrzewane o propagowanie faszyzmu
Subsydiarny akt oskarżenia dotyczył siedmiu osób
Z tego prawa skorzystał Rafał Gaweł (założyciel Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych), który zarzucił siedmiu konkretnym działaczom środowisk narodowych, że wobec przedstawicieli społeczności żydowskiej, w tym wobec niego, kierowali groźby karalne poprzez okrzyki: "A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści". Czym według niego mieli publicznie nawoływać do nienawiści na tle różnic narodowościowych.
- To, że skazanych zostało jedynie dwóch z siedmiu wspomnianych osób, wynikało z tego, że sąd nie znalazł dowodów, na podstawie których można było ich skazać. Natomiast jeśli chodzi o Jacka W., który właśnie usłyszał wyrok, to w procesie tych dwóch osób zeznawał jako świadek - mówił w maju zeszłego roku w rozmowie z tvn24.pl Konrad Dulkowski, szef Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.
Konrad Dulkowski: w poprzednim procesie Jacek W. występował jako świadek
Dodaje, że Rafał Gaweł pierwotnie nie występował wobec Jacka W. z subsydialnym aktem oskarżenia, bo sądził, że ten zezna przeciw innym uczestnikom marszu.
– Tak się jednak nie stało, bo w trakcie procesu Jacek W. zasłaniał się niepamięcią. Skoro tak, to OZRiK skierował zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe, która postawiła mu zarzuty i skierowała akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Białymstoku - mówił nam Dulkowski.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24