Obok Pałacu Branickich w Białymstoku, na terenie którym opiekuje się konserwator zabytków, stanęła tzw. ławka patriotyczna w kształcie konturów Polski. Konserwator nic o instalacji nie wiedział, a prezes agencji reklamowej odpowiedzialnej za ławkę przyznaje, że dopiero kompletują potrzebne dokumenty.
Ławka stoi obok Pałacu Branickich (od strony kościoła farnego). - Kiedy byliśmy tu wczoraj, przychodzili ludzie i robili sobie zdjęcia, ale raczej w formie żartu niż tego, aby faktycznie cieszyć się tym i promować Polskę w jej granicach, jakie tu widzimy – powiedział na antenie TVN24 nasz reporter Mateusz Grzymkowski.
- Jedna taka instalacja to koszt 100 tysięcy złotych, a każde miasto wojewódzkie ma mieć taką instalację. Odpowiada za to Bank Gospodarstwa Krajowego. Łączny rachunek za te wszystkie ławki to 1,6 miliona złotych - podsumował.
Magistrat wysłał pismo do konserwatora
W środę przed instalacją konferencję prasową zorganizował wiceprezydent Białegostoku Rafał Rudnicki, który stwierdził, że występuje w imieniu białostoczan, którzy "w mediach społecznościowych dają wyraz swojego oburzenia tym, że obok jednego z najważniejszych zabytków w naszym mieście pojawiła się ta konstrukcja".
Wiceprezydent odczytał też treść pisma do wojewódzkiej konserwator zabytków, która sprawuje pieczę nad Pałacem Branickich i jego otoczeniem.
- Proszę o udzielenie informacji, czy wyżej wymienione działania uzyskały zezwolenie podlaskiej wojewódzkiej konserwator zabytków, a jeżeli tak, to jakie było uzasadnienie oszpecenia zabytku? Wprowadzenie elementu przypadkowego nie ma nic wspólnego z ochroną konserwatorską. Świadczy o braku wrażliwości, niezrozumieniu kanonów tradycji kultury tego szczególnego miejsca – przeczytał Rudnicki.
Dodał, że taka ławka – zamiast obok pałacu – mogłaby stanąć na przykład przy Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim. - Jeżeli już ktoś wpadł na pomysł, żeby tak absurdalne ławeczki w polskich miastach ustawiać – stwierdził.
Rzecznik uczelni: użyczyliśmy teren na wniosek wojewody
Instalacja stanęła na terenie należącym do Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
- Wydaliśmy zgodę na użyczenie terenu na postawienie instalacji. Zrobiliśmy to na wniosek wojewody podlaskiego. Instalacja ma stać do końca listopada. Zawsze udostępniamy instytucjom publicznym nasz teren. Jesteśmy apolityczni. Nie interesuje nas, czy wnioskuje do nas strona rządową, czy jakaś inna strona - mówi tvn24.pl rzecznik uczelni Marcin Tomkiel.
Rzeczniczka wojewody Anna Dzierżko twierdzi, że urząd wojewódzki jedynie – na prośbę Banku Gospodarstwa Krajowego - wskazał kilka lokalizacji na terenie Białegostoku, gdzie mogłaby stanąć instalacja. – BGK wybrał właśnie tę przy Pałacu Branickich – mówi.
Nikt nie zgłosił się do konserwatora o wydanie zgody
Małgorzata Dajnowicz, podlaska wojewódzka konserwator zabytków, wydała w środę oświadczenie, z którego wynika, że nie wydała zgody na ustawienie instalacji, a do urzędu nie wpłynął żaden wniosek o "uzgodnienie lokalizacji tego zamierzenia". Konserwator pisze też, że z uzyskanych przez urząd informacji wynika, iż "właściciel tereny wyraził zgodę na lokalizację inwestycji oraz przygotowywany jest wniosek o wydanie pozwolenia".
Uczelnia dostała 500 złotych
Rzecznik Uniwersytetu Medycznego informuje, że umowę użyczenie terenu uczelnia podpisała z warszawską agencją reklamową Hackett Hamilton (to firma, która w lutym wygrała przetarg ogłoszony przez BGK - przyp. red.)
- Dostaliśmy od niej 500 złotych. Zgodnie z umową to najemca jest zobowiązany uzyskać wszelkie zgody i zezwolenia potrzebne na umieszczenie instalacji – podkreśla Marcin Tomkiel.
Agencja reklamowa dopiero wyśle do konserwatora prośbę o pozwolenie
Prezes Hackett Hamilton Wojciech Nowak mówi, że agencja jest w trakcie kompletowania dokumentacji, która zostanie wysłana do konserwatora z prośbą o uzyskanie pozwolenia.
- Jesteśmy w kontakcie z urzędem – twierdzi.
Nie odpowiedział natomiast na pytanie, dlaczego instalacja stanęła przed uzyskaniem pozwolenia.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Dariusz Krukowski/ TVN24