Frekwencja w wyborach parlamentarnych do Sejmu i Senatu wyniosła 61,1 proc. - wynika z sondażu late poll IPSOS dla trzech telewizji. To niemal rekord. Najwyższą frekwencję w III RP odnotowaliśmy w pierwszych wolnych wyborach w 1989 r. Wówczas do urn poszło 62,7 proc. Polaków. Sprawdź, kto poszedł głosować najchętniej, a czyja reprezentacja była najmniej liczna przy urnach.
Polacy tłumnie poszli w niedzielę do urn. Według danych sondażowych 61,1 proc. uprawnionych oddało swój głos.
Młodzi nie poszli do urn
Najmniej licznie do urn poszli w niedziele najmłodsi. W grupie wyborców w wieku od 18 do 29 lat głos oddało 46,4 uprawnionych. W porównaniu z innymi grupami wiekowymi to niska frekwencja.
Najlepiej wypadli wyborcy z przedziału 40-49 lat - frekwencja na poziomie 75,7 proc. Z kolei frekwencję powyżej 60 proc. osiągnęli wyborcy z przedziału 30-39 lat - 60,3 proc. oraz z przedziału 60 lat i więcej - 66,2 proc. W grupie 50-59 lat do urn wybrało się 59,6 proc. uprawnionych.
Do wyborów niemal równie chętnie szły kobiety (61,5 proc.) co mężczyźni (60,8 proc.).
Zdecydowanie chętniej głosowali mieszkańcy największych miast (72,3 proc.) - im mniejsza miejscowość, tym niższa była frekwencja.
Wśród województw prym wiedzie mazowieckie - tu głosy oddało 67,8 proc. wyborców, dalej są województwa małopolskie (63,5 proc.), wielkopolskie (63,2 proc.) i pomorskie (62 proc.). Najsłabszą frekwencję odnotowano w województwach warmińsko-mazurskim (54 proc.), opolskim (54,2 proc.) i podlaskim (54,4 proc.).
Sondaż late poll IPSOS dla trzech telewizji. Średni margines dokładności badania wynosi 1 punkt procentowy.
Blisko rekordu sprzed 30 lat
Najwyższą frekwencję na wyborach parlamentarnych w III RP odnotowano 4 czerwca 1989 r. (62,7 proc.).
- Pierwszy raz mogli zadecydować bez strachu, czy chcą wybierać. I niektórzy z tej wolności skorzystali - komentował w 30. rocznicę tych wyborów Michał Tragarz z Centrum Edukacji Obywatelskiej.
Wówczas ten wynik wcale nie był uznawany za dobry. Wręcz przeciwnie - o "negatywnym zaskoczeniu" mówili zarówno przedstawiciele PZPR, jak i Solidarności.
W PRL-u groziły represje
Wszystko dlatego, że jeszcze w 1980 roku w wyborach do Sejmu oficjalnie udział wzięło... blisko 99 procent uprawnionych. Choć wyniki te były zapewne sfałszowane, z pewnością frekwencja była wyższa. Dr Marcin Zaremba pracownik Instytutu Historycznego UW szacował w wywiadzie dla Muzeum Historii Polski, że faktyczna frekwencja mogła wynosić około 10 proc. mniej, niż w oficjalnych komunikatach, czyli była na poziomie 70-80 proc.
Dlaczego tak "chętnie" chodziliśmy na wybory? Przyczyna była jasna - nieobecność przy wyborach mogła wiązać się z represjami ze strony władzy.
- Stracić można było pracę, szansę na paszport czy marzenia o studiowaniu na wybranym kierunku. Jak każda władza totalitarna, dążyła do legitymizacji władzy poprzez wskazywanie wysokiego zaangażowania obywateli - tłumaczył tvn24.pl w 30. rocznicę pierwszych wolnych wyborów dr Jacek Reginia-Zacharski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Najkrótsze kolejki do urn w 2005 r.
Po 1989 roku ludzie coraz rzadziej chodzili głosować.
Najmniejszą frekwencję odnotowano w wyborach parlamentarnych w 2005 r. (40,57 proc.). Zwyciężyło wówczas Prawo i Sprawiedliwość. Drugie miejsce zajęła wówczas Platforma Obywatelska, a do Sejmu dostała się Samoobrona, Liga Polskich Rodzin i Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Po wyborach premierem został Kazimierz Marcinkiewicz, a rząd stworzyły PiS, Samoobrona i LPR.
W poprzednich wyborach parlamentarnych do urn poszła ponad połowa Polaków. Frekwencja wyniosła 50,92 proc. Zwyciężyło PiS, które utworzyło pierwszy w III RP rząd większościowy.
Polacy najchętniej chodzą na wybory prezydenckie. Najwyższą frekwencja cieszyły się te w 1995 r. W I turze zagłosowało 64,70 proc. uprawnionych. W II turze, w której zmierzyli się Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski - aż 68,23 proc.
Najmniej głosów oddano w ostatnich wyborach prezydenckich. Wtedy do urn w I turze poszło 48,96 procent Polaków (w II turze frekwencja wynosiła 55,34 proc.)
Najmniejszą popularnością cieszą się wybory do europarlamentu. Najgorzej było w 2004 r. Do urn poszło wówczas zaledwie 20,87 proc. wyborców.
Według każdej z symulacji do Sejmu wejdą cztery ugrupowania: PiS, KO, SLD i PSL. Z badania wynika, że progu wyborczego nie przekroczy Konfederacja Wolność i Niepodległość. Gazeta podkreśla, że samo pozyskanie dużej liczby wyborców przez PiS, może nie przełożyć się na liczbę mandatów. "Dla PiS jest kluczowe, by do wyborów poszedł ich nowy elektorat z zachodniej części Polski" - czytamy. Jak zaznaczono, analizy PiS sugerują również, że PiS powinno szukać głosów na zachodzie i północy kraju - już wybory europejskie pokazały, że elektorat głosujący na Aleksandra Kwaśniewskiego i SLD, np. z byłych PGR-ów, teraz oddaje głosy na PiS. Z przeprowadzonego przez PiS badania wynika również, że jedną z najbardziej wahających się grup są ludzie młodzi oraz, że wyborcy PO nie akceptują lub wręcz obawiają się hejtu w kampanii. Wykazano również, że dla 80 proc. wyborców ważne jest podejmowanie tematyki służby zdrowia, ale mało który wyborca wierzy, że według zapowiedzi partii, system ten zostanie naprawiony.
Autor: FC/i / Źródło: tvn24.pl, PAP