Wrocławscy archeolodzy znaleźli pod Wrocławiem szczątki czterech poniemieckich samolotów: fragmenty poszycia, elementy silników i drobne części wyposażenia. - To nie jest pozostałość po katastrofie. Ktoś chciał zniszczyć te maszyny, pewnie oblał benzyną i podpalił. Zagadką jest tylko kto - zastanawiają się naukowcy.
- Dostaliśmy informację od lokalnego miłośnika historii, że pod lasem leżą porozrzucane części jakiejś maszyny. Pojechaliśmy więc na miejsce - mówi Paweł Konczewski, archeolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Na skraju lasu pod Oławą, w regularnych odstępach co 50 metrów, naukowcy znaleźli elementy poszycia, drobne części silników i wyposażenia. Jak się okazało, to szczątki czterech samolotów z okresu II wojny światowej.
Podpalone samoloty
- To nie są pozostałości po żadnej katastrofie. Najprawdopodobniej ktoś chciał się pozbyć tych maszy, oblał je benzyną i podpalił. Świadczy o tym to, że wszystkie szczątki są popalone - tłumaczy Konczewski.
Według niego, pod oławskim lasem stał myśliwiec Junkers Ju-88 z eskadry z Nachtjagdgeschwader 102, która stacjonowała pod Oławą w latach 1944-1945. Niemieckie lotnisko znajdowało się zaledwie dwa kilometry od miejsca, w którym archeolodzy znaleźli kawałki wraków. Trzy kolejne maszyny to prawdopodobnie myśliwce Meserschmitt BF 110 i Focke-Wulf 190 oraz bombowiec Heinkel 111.
Zapomniany pas startowy
- Być może przed lasem znajdował się zapomniany dziś zapasowy pas startowy, a same samoloty ustawiono kilkanacie metrów od skraju pola, wykorzystując naturalne leśne maskowanie - wyjaśnia archeolog. Jak informują naukowcy, po przebadaniu i zidentyfikowaniu szczątki trafią do muzeum w Środzie Śląskiej.
Autor: bieru/b / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: P. Konczewski