Prokuratura wszczęła śledztwo, które ma wyjaśnić, kto jest winny śmierci 60-latka. Personel nie wpuścił go do szpitala, mimo że ten dobijał się do ich drzwi. Mężczyzna zmarł na chodniku. Przedstawiciele szpitala twierdzą, że niedoszły pacjent był agresywny i nie mówił wprost, że się źle czuje. - Mężczyzna nie zmarł na moim terenie - ucina prezes tego centrum medycznego.
- Prokuratura Rejonowa w Wołowie prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Zbieramy w tej chwili materiał dowodowy, czekamy na wyniki sekcji zwłok, która została przeprowadzona w poniedziałek - informuje Jakub Przystupa z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Śledztwo dotyczy śmierci Edwarda Szelesta. Mężczyzna w piątek nad ranem źle się poczuł i pojechał do pobliskiego szpitala w Wołowie (woj. dolnośląskie). Tam próbował dostać się do placówki. Bezskutecznie. Nikt mu nie otworzył. 60-latek zmarł kilka metrów od wejścia do szpitala, na chodniku. CZYTAJ WIĘCEJ
"Na moim terenie nikt nie zmarł"
Personel twierdzi, że mężczyzna awanturował się i kopał w drzwi. Dyżurujące wtedy w szpitalu kobiety miały być wystraszone całą sytuacją. Jolanta Klimkiewicz, prezes Powiatowego Centrum Medycznego w Wołowie, w rozmowie z reporterką TTV sprawę skomentowała krótko: - Mężczyzna nie zmarł na moim terenie - ucięła.
Po kilku dniach wydała jednak oświadczenie w tej sprawie. Można w nim przeczytać, że mężczyzna był wulgarny, więc personel nie wpuścił go "w obawie o bezpieczeństwo przebywających w tym czasie w szpitalu oraz o swoje". CZYTAJ WIĘCEJ
"Gdyby otrzymał pomoc, przeżyłby"
Zamiast udzielić potrzebującemu pomocy, lekarka tamtej nocy wezwała policjantów. To oni znaleźli dogorywającego mężczyznę, podjęli akcję reanimacji , jednak na próżno. Akt zgonu potwierdził niewydolność oddechowo-krążeniową.
Jak wyjaśnia specjalista, gdyby lekarka wpuściła chorego do placówki, mężczyzna dziś by żył. - Pacjent otrzymałby potrzebną pomoc natychmiast i po kilku dniach wyszedłby cały i zdrowy ze szpitala - przyznaje Adrian Stanisz ze Stołecznego Komitetu Ratowników Medycznych.
Zamknięte drzwi w szpitalu
Śledczy ustalają teraz wszystkie okoliczności zdarzenia. Ocenią zatem, czy na sytuację wpływ miało to, że szpital po godz. 22 jest zamykany, a przy głównym wejściu nie ma nawet dzwonka do drzwi.
To dziwne nie wydaje się natomiast staroście wołowskiemu, który sprawuje pieczę nad placówką. - Może być zamykany, to nie jest zakazane. To była 3 rano, wtedy nikt nie przychodzi - twierdzi włodarz powiatu.
Wdowa po Edwardzie Szeleście: "Źle się czuł. Wcześniej chorował na serce":
Mężczyzna dobijał się do drzwi szpitala w Wołowie:
Autor: mir / Źródło: Fakty TVN, TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław