Siedem osób nie żyje, trzy są w stanie ciężkim, zaś trzy ranne lżej. To bilans wypadku, do którego doszło na autostradzie A4, na wysokości Krapkowic (Opolszczyzna). Zakończyła się akcja ratunkowa, a drogowcy częściowo udrożnili przejazd w stronę Katowic.
Według policjantów, na bus służby drogowej wjechał drugi, ukraiński bus, którym podróżowało 10 osób.
- Do wypadku doszło około godz. 10.15. Zderzyły się tam dwa busy, a jeden z nich się zapalił - informował tuż po wypadku podinspektor Jarosław Dryszcz. - Nie żyje siedem osób. A wiele zostało rannych - dodał.
Helikoptery, pogotowie i straż pożarna
Według pierwszych informacji od dyżurnego Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, w wyniku wypadku miały zginąć trzy osoby. Później była mowa o co najmniej pięciu zmarłych. Jednak z minuty na minutę liczba poszkodowanych rosła. Najpierw mówiono również o trzech osobach w stanie ciężkich i dwóch lekko rannych.
- Trwa akcja ratunkowa. Służby wciąż liczą osoby poszkodowane - mówił kwadrans przed godz. 11.00 dyżurny. - Droga jest zablokowana w obu kierunkach. Lądują na niej helikoptery lotniczego pogotowia ratunkowego - dodał.
- Trzy osoby są w ciężkim stanie. Dwie lekko poszkodowane. Jedną przewieziono już do szpitala - mówiła z kolei po godzinie 11.00 Justyna Sochacka z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
O godz. 15:00 okazało się jednak, że rannych jest w sumie sześć osób, trzy lekko i trzy w ciężkim stanie. Wszyscy trafili do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu, Szpitalu Wojewódzkim w Opolu, a także do szpitali w Kędzierzynie Koźlu i w Strzelcach Opolskich.
Sprawdzą oznakowanie robót
Teraz śledczy ustalą, jak doszło do wypadku. - Badamy, czy zawinił kierowca busa, czy to roboty były nieprawidłowo oznakowane - poinformowała w rozmowie z tvn24.pl Lidia Sieradzka z Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Na Kontakt24 napisał internauta podający się za pracownika firmy, która pracowała na A4. Według niego, strzałka ostrzegawcza na samochodzie mogła działać nieprawidłowo.
"Nie raz zgłaszałem przełożonym wadliwość ich działania, z dużej odległości i pod kątem nie widać że cokolwiek mruga. Nie raz i nie dwa kierowcy ledwo chowali się przed inne auta, bo nagle stawał im na drodze pojazd zabezpieczający. Wcale się nie zdziwię jak i tym razem tak było" - napisał w mailu.
Prokuratura nie wyklucza zbadania tego wątku. - Doniesień o tym, jakoby strzałka była wadliwa, nie mieliśmy. Przekażę je prokuratorowi prowadzącemu, on będzie wyciągał wnioski - zapewniła prokurator Sieradzka. - Jednak nawet na wstępne ustalenia w tej sprawie trzeba będzie poczekać kilka dni - zastrzegła.
Na antenie TVN 24 przedstawiciel Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad zapewnił, że roboty były właściwie oznakowane. - Informacja była wyświetlana kilka kilometrów wcześniej, również bezpośrednio przed kosiarką jechał bus i ostrzegał kierowców - mówił Michał Wanda.
Wiele godzin utrudnień
Choć wypadek miał miejsce na jezdni w kierunku Katowic, to ruch zablokowany był również w stronę Wrocławia. Na drugiej jezdni lądowały śmigłowce LPR. Przed godziną 12.00 drogowcy otworzyli trasę w stronę stolicy Dolnego Śląska.
- Utrudnienia na pasie w stronę Katowic mogą potrwać przez wiele godzin. Po akcji ratowniczej wejdą tam policjanci i prokurator - zapowiedział dyżurny GDDKiA.
Początkowo służby planowały, że utrudnienia potrwają do godziny 18.00. Do tej pory nie udało się jednak udrożnić przejazdu. Trasa może być zablokowana jeszcze przez kolejnych kilka godzin.
INFOLINIA DLA RODZIN POSZKODOWANYCH:
Policjanci uruchomili specjalną infolinię dla rodzin osób poszkodowanych w wypadku. Bliscy mogą dzwonić pod bezpłatny numer: 800-200-272.
Wypadek miał miejsce niedaleko Krapkowic
Autor: dr,mir/r/zp / Źródło: TVN24 Wrocław