Studenci Uniwersytetu Wrocławskiego musieli kupować książkę napisaną przez wykładowcę, żeby zaliczyć u niego egzamin. Profesor otwarcie przyznaje, że to sposób na zwiększenie sprzedaży książki. Sprawą zajęły się władze uczelni, a wykładowcą zajmie się rzecznik dyscyplinarny.
- Zanim pani przyjdzie, musi tą książkę podpisać, że to jest pani własność - tłumaczy wykładowca. - A nie mogę jej pożyczyć - pyta studentka? - No właśnie nie. - A dlaczego? - Już odpowiadam, mam określony powód - wydawnictwo chce, żeby książka się sprzedała. W ten sposób przymuszam do kupna książki. - Czyli ja nie mogę skserować książki? - Oj, nie, nie wolno. (...) Chce mieć pani bardzo łatwy sposób zdania egzaminu, kupuje pani książkę - nie ukrywa wykładowca.
Tak wyglądał dialog pomiędzy reporterką TVN24, która przyszła na zajęcia udając studentkę, a profesorem zwyczajnym, od wielu lat pracującym na Uniwersytecie Wrocławskim.
Z książką na egzamin
O całej sprawie poinformowali nas byli studenci, którzy twierdzą, że takie zasady wykładowca stosuje od lat.
- Przed egzaminem sprawdzał czy każdy na sali ma swój egzemplarz z dedykacją – opowiada Dawid, były student ekonomii. – Musieliśmy mieć podpis profesora i swoje imię, jako właściciela książki. Dzięki temu miał pewność, że każdy z nas rzeczywiście ma swój podręcznik - dodaje.
- W zeszłym roku powiadomiliśmy dziekanat o całej sytuacji. Zlekceważyli nas – mówi jedna ze studentek. – Profesor tylko się zdenerwował i zmienił formę zaliczenia. Wcześniej zapowiadał, że książka jest podstawą do zdania przedmiotu. Po tym incydencie stwierdził, że zrobi nam test, podczas którego możemy korzystać z jego książki. Tak czy siak, musieliśmy kupić podręcznik – dodaje.
" To niedopuszczalne"
- Sprawa jest bardzo poważna. W zeszłym roku dziekan poprosił profesora o zmianę sposobu przeprowadzania egzaminu, ale widać, że i z tym profesor sobie poradził. Dziekan już wie o sprawie. Trwają procedury sprawdzające - mówi dr Jacek Przygodzki, rzecznik Uniwersytetu Wrocławskiego. - Takie postępowanie jest niedopuszczalne - dodaje.
Możliwe, że sprawą również zajmie się prokuratura.
Autor: zp/nsz/ansa/par / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TTV