Trwa rozbiórka XIX-wiecznej przędzalni zakładów lniarskich "Orzeł" w Mysłakowicach (woj. dolnośląskie). Konserwator zabytków protestuje, bo jego zdaniem zrównanie z ziemią perły architektury przemysłowej jest bezprawne. Właściciel tłumaczy, że budynek groził zawaleniem. Sprawę bada już prokuratura.
Prace i sprzęt rozbiórkowy przy przędzalni już jakiś czas temu zauważyli mieszkańcy Mysłakowic. Początkowo wydawało się, że nowy właściciel przygotowuje teren pod swoją działalność. Jednak sprawą zainteresował się konserwator zabytków.
– Początkowe doniesienia wydawały nam się nieprawdopodobne. Wcześniej kilkukrotnie odbieraliśmy sygnały, że na zabytkowym terenie, w różnych obiektach, prowadzone są różne prace. Jednak nie wszystkie budynki kompleksu objęte są naszą ochroną, dlatego nie zawsze musimy interweniować – tłumaczy Wojciech Kapałczyński, jeleniogórski konserwator zabytków.
"Ewidentna samowola"
Właściciel, wałbrzyska firma zajmująca się handlem złomem i surowcami wtórnymi, miała rozpocząć demontaż budynku nielegalnie.
– Właściciel powinien zwrócić się do nas o zezwolenie na prowadzenie prac budowlanych. Jednak nikt się nie zgłosił, a przędzalnia zaczęła znikać z powierzchni ziemi. To ewidentna samowola. Naszej zgody na to nie ma – twierdzi Kapałczyński. Zgodnie z ustawą o ochronie zabytków bez zezwolenia konserwatora nie można rozpoczynać żadnych działań na obiektach zabytkowych.
Sprzeczne wersje
20 stycznia inspektor wysłany przez konserwatora zabytków pojawił się na terenie zakładów. Tam zastał kierownika budowy, który z polecenia właściciela dokonywał rozbiórki. Budowlańca poinformowano, że działania prowadzone są bez potrzebnej zgody.
– Spisano także protokół z kontroli i w nim znalazł się zapis o tym, że prace należy natychmiast przerwać. Poinformowaliśmy też co grozi właścicielowi w przypadku nie zastosowania się do naszych poleceń – relacjonuje Kapałczyński. Z właścicielem zabytkowego obiektu nie udało nam się skontaktować. Kilka dni temu, w rozmowie z lokalnym portalem nj24.pl, mężczyzna zaprzeczał wersji konserwatora zabytków. Stwierdził, że rozbiórki nie przerwał, bo dokumentu z nakazem nie otrzymał. Poza tym, według niego, obiekt groził zawaleniem i on musiał temu niebezpieczeństwu zapobiec. Jeleniogórski konserwator zabytków przekonuje, że to nieprawda. – Stan przędzalni nie był rewelacyjny. W części środkowej ugięty był dach i on wymagał prac remontowych. Jednak całość nie groziła zawaleniem, budynek i mury stały – mówi Kapałczyński.
Będą musieli odbudować?
Do jeleniogórskiej prokuratury trafiło już zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. – Otrzymaliśmy zawiadomienie wskazujące na to, że bez zgody konserwatora zabytków doszło do rozbiórki jednego ze skrzydeł byłych zakładów lniarskich. Na razie zwróciliśmy się o pomoc do policji w ustaleniu faktów – stwierdza Violetta Niziołek z prokuratury okręgowej w Jeleniej Górze. Możliwe, że budynki będą musiały być odbudowane. Wszystko dlatego, że konserwator ma prawo nakazać przywrócenie obiektu do stanu pierwotnego albo najlepszego możliwego. – Właściciel przędzalni będzie przez nas zmuszany do wykonania prac, które pozwolą przetrwać części jeszcze nierozebranej. Nie pozwolimy wywieźć żeliwnych konstrukcji na złom. Czeka nas bardzo poważna walka o zmniejszenie strat – uważa konserwator. Za świadome niszczenie zabytku prawo przewiduje nawet do 5 lat więzienia
Cenny zabytek, wzór dla innych
- Rozbiórka cały czas trwa. Budynek to kawał wielkiej historii, a w przypadku odbudowy byłaby to tylko atrapa. Szkoda, bo to rewelacyjne miejsce na galerię – uważa Grzegorz Truchanowicz, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Mysłakowicach. Przędzalnia to jeden z najcenniejszych obiektów w kompleksie zakładów lniarskich. Zakłady w Mysłakowicach ufundował Fryderyk Wilhelm II, władca Prus. Budowa przędzalni rozpoczęła się w 1839 roku, a już 5 lat później produkcja ruszyła. W czasach biedy i kryzysu przemysł w Mysłakowicach zatrudniał bezrobotnych tkaczy z Kotliny Jeleniogórskiej.
To właśnie na tym zakładzie wzorowano powstające później fabryki lnu w Niemczech i Polsce. Supernowoczesne, w XIX wieku, żeliwne podpory i żeliwna konstrukcja miały ograniczyć zagrożenie pożarowe. W latach największego prosperity pracowało tu około 3 tys. osób. Później nadeszły ciężkie czasy dla przemysłu lniarskiego. W 2010 roku syndyk ogłosił upadło "Orzeł" zostało wykupione przez nowych właścicieli. W jednym z budynków wciąż się tka i wykańcza materiały.
Zabudowania zakładu lniarskiego "Orzeł" znajdują się w Mysłakowicach:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici/ Grzegorz Truchanowicz