Gdy zobaczył, że klient źle się czuje, Hubert Chachuła od razu ruszył z pomocą. Mężczyźnie, który stracił przytomność i nie dawał oznak życia, wykonał resuscytację krążeniowo-oddechową. By pomóc, musiał ściągnąć maseczkę. Czy bał się koronawirusa? - Trochę tak, ale zrobiłem to, co trzeba było zrobić - mówi mężczyzna.
Do zdarzenia doszło 25 marca po południu na jednej ze stacji benzynowych przy ulicy Kiełczowskiej we Wrocławiu. - Do okienka kasowego podszedł mężczyzna trzymając się za klatkę piersiową w okolicy serca. Niemal natychmiast wybiegłem na zewnątrz - relacjonuje Hubert Chachuła, pracownik stacji.
"Staraliśmy się przeprowadzić wywiad epidemiologiczny"
Jak opisuje, mężczyźnie ciężko było ustać na nogach, próbował się podpierać. Chachuła poprosił koleżankę, by ta powiadomiła o sprawie pogotowie, a sam ruszył do akcji. Jak przyznaje, udało mu się porozmawiać ze słabnącym mężczyzną. - Pojawiły się pytania, co mu dolega, co czuje i czy stosuje jakieś leki. Razem z koleżanką staraliśmy się przeprowadzić też wywiad epidemiologiczny - mówi Chachuła. Coraz słabszego klienta posadził na ziemi. Po chwili mężczyzna stracił przytomność. - Ułożyłem go w pozycji bezpiecznej, a kiedy zaczął tracić oddech, rozpocząłem resuscytację. W tamtej chwili nie myślałem o niczym innym, tylko o potrzebie ratowania życia ludzkiego - podkreśla pracownik stacji benzynowej.
Ratunek w oku kamery
Akcję ratunkową zarejestrowała kamera monitoringu. Po kilku minutach widać, jak przed budynek stacji podjeżdża ambulans, a mężczyzną zajmują się ratownicy medyczni. Pan Hubert ich działania obserwuje z boku. Zakłada na twarz maseczkę, którą wcześniej - z uwagi na prowadzoną resuscytację - ściągnął. Po chwili pomaga jeszcze ratownikom przenieść chorego na nosze. Jak czytamy w komunikacie centrum prasowego Grupy Lotos, dzięki akcji przeprowadzonej przez pracownika stacji udało się zachować czynności życiowe mężczyzny. Ten, w momencie dotarcia na miejsce pogotowia ratunkowego, był już przytomny. "Nie ma wątpliwości, że zawdzięcza swoje życie szybkiej reakcji pracownika stacji. W trakcie przeprowadzonej diagnostyki nie stwierdzono u niego zakażenia koronawirusem" - napisano w komunikacie.
Koronawirusa się bał, ale "zrobił to, co trzeba było"
Jednak w momencie udzielania pomocy Chachuła nie wiedział, czy ma do czynienia z osobą zakażoną koronawirusem, czy też nie. Czy - w obliczu pandemii COVID-19 - bał się udzielać pomocy nieznajomemu mężczyźnie? - Trochę tak, bo jednak sytuacja w Polsce i na świecie jest, jaka jest. Myślę, że każdy się boi, ale ważne, żeby nie zapomnieć, że jesteśmy ludźmi i trzeba sobie pomagać - uważa Chachuła. Przyznaje jednak, że - choć wiele osób nazywa go teraz bohaterem - to on sam się tak nie czuje. - Zrobiłem to, co trzeba było. Dla mnie największymi bohaterami są teraz osoby, które zostają w domach. Sam wychodzę tylko do pracy i raz w tygodniu do sklepu - mówi mężczyzna, któremu zarząd firmy zdecydował się przyznać specjalną nagrodę.
Jak chronić się przed koronawirusem?
Eksperci wciąż nie są zgodni, czy powinniśmy nosić maseczki, czy też nie. W tej chwili Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca noszenie maseczek przez osoby chore, aby wraz z kichaniem i kasłaniem nie przenosić wirusa do otoczenia, oraz przez tych, którzy mają bezpośredni kontakt z osobami zakażonymi wirusem. Chodzi tutaj przede wszystkim o pracowników służby zdrowia. Jednak teraz WHO oceni badanie przeprowadzone przez amerykańskich badaczy, według którego w trakcie kaszlu i kichania wirus przenosi się na większą odległość niż sądzono. Co z rękawiczkami? Zgodnie z nowymi obostrzeniami wprowadzonymi przez polski rząd bez nich nie zrobimy zakupów. Powinniśmy jednak uważać przy ich zdejmowaniu. Jeśli nie będziemy wystarczająco delikatni i uważni to możemy doprowadzić do tego, że wirus - który mógł osadzić się na powierzchni - powędruje w inne miejsce.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Grupa Lotos