Są pierwsze efekty śledztwa w sprawie śmierci młodego mężczyzny, którego ciało na początku października wyłowiono z Odry. Prokuratura przedstawiła zarzut pobicia ochroniarzowi pracującemu w klubie, w którym 20-latek bawił się przed zaginięciem. Z kolei menedżer lokalu usłyszał zarzut utrudniania postępowania.
Justyna Pilarczyk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu poinformowała o pierwszych zarzutach przedstawionych w śledztwie toczącym się od początku października.
- Przemysław Sz. usłyszał zarzut pobicia Macieja A., natomiast Łukasz R. - zarzut utrudniania postępowania przygotowawczego. Postępowanie jest w toku. Wykonywane są dalsze czynności procesowe - informuje Pilarczyk.
Sz. - pracownik ochrony w klubie - w trakcie przesłuchania przyznał się do pobicia 20-latka. Menedżer klubu Łukasz R. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Wobec mężczyzn nie zastosowano środków zapobiegawczych.
- Z uwagi na dobro postępowania nie jest celowe, by teraz udzielać dalszych szczegółowych informacji dotyczących tej sprawy - zaznacza rzeczniczka prokuratury.
Oświadczenie klubu
Informacje o pobiciu, przekazywane także przez ojca 20-latka, pojawiły się już kilka dni po zaginięciu chłopaka. Wówczas właściciele klubu wydali oświadczenie, w którym deklarowali pełną współpracę z policją.
"Wszyscy priorytetowo traktujemy bezpieczeństwo naszych gości. Dlatego też zatrudniamy profesjonalną firmę ochroniarską i dbamy aby jej pracownicy traktowali naszych gości z szacunkiem, w zgodzie z obowiązującymi przepisami prawa. Z przykrością przyjmujemy informację, że mimo naszych wysiłków i starań, mogła pojawić się sytuacja, która niweczy efekty naszego zaangażowania, a nie jest skutkiem naszych zaniedbań. Pragniemy zapewnić wszystkich, że przyłożymy jeszcze większą wagę do jakości obsługi w naszym klubie oraz położymy jeszcze większy nacisk na poziom wyszkolenia i zachowania naszych pracowników" - czytaliśmy w oświadczeniu.
Monitoring
20-letni Maciej A. zaginął w nocy z 25 na 26 września. Razem ze swoimi kolegami bawił się wtedy w klubie w centrum Wrocławia, przy placu Wolności. Ostatni raz znajomi widzieli go około godziny 2. Mniej więcej wtedy, w okolicy lokalu, jego telefon logował się po raz ostatni do sieci. W środku została kurtka chłopaka.
Przez następny tydzień trwały wzmożone poszukiwania zaginionego. Nie było wiadomo, w którą stronę mógł się udać. Przeszukano zbiorniki wodne w centrum miasta: fosę miejską, śródmiejski odcinek Odry. Działania grup poszukiwawczych skupiały się na rzece. Codziennie płetwonurkowie, z użyciem łodzi i sonaru, sprawdzali jej kolejne etapy.
Jednocześnie policjanci pozyskiwali nagrania z monitoringów, z których próbowali odtworzyć drogę 20-latka, jaką przebył po opuszczeniu klubu. W sieci pojawiło się nagranie sprzed klubu, na którym widać, jak Maciej przez jakiś czas opiera się o jeden ze słupków blokujących wjazd na plac Wolności. Po kilku minutach podchodzi do niego mężczyzna w ciemnej kurtce. Najprawdopodobniej rozmawiają przez chwilę, a następnie razem ruszają w kierunku ulicy Krupniczej. Nieznany mężczyzna przodem, 20-latek trochę z tyłu, zataczając się. W pewnym momencie Maciej obejmuje mężczyznę, potem zarzuca mu rękę na szyję i idą dalej. Kiedy wychodzą z zasięgu oka kamery, znajdują się w pobliżu Narodowego Forum Muzyki.
Rodzina zaginionego dotarła do kolejnych nagrań z monitoringu, na których widać, jak obcy mężczyzna idzie obok 20-latka. - Ojciec i wujek dostali nagranie, na którym widać, że ten mężczyzna zostawia mojego brata w okolicach Odry. Brat przeskakuje przez barierkę, zbiega po skarpie. Nie był widoczny moment, jak wpada do wody - opowiadał w "Uwadze" TVN Mateusz, brat Macieja.
3 października wędkarz zaalarmował służby, że widzi dryfujące ciało w Odrze. Było to w rejonie osiedla Kozanów. Na miejsce przybyła straż pożarna, która podjęła zwłoki z wody. Ubiór pasował do opisu. "Po przeprowadzeniu czynności identyfikacyjnych potwierdzono, iż jest to zaginiony 20-latek" - poinformowała policja.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24