Wrocławski magistrat chce, aby rumuńscy Romowie opuścili koczowisko zlokalizowane na miejskim terenie, przy ul. Paprotnej. Tymczasem lekarzom nie udało się uratować schorowanego romskiego dziecka, którego nieletnia matka pochodziła z innego likwidowanego koczowiska.
Przy ul. Paprotnej mieszka ponad 20 osób, które do tej pory nie zalegalizowały pobytu w Polsce.
Jak powiedziała w czwartek Anna Bytońska z biura prasowego wrocławskiego magistratu, mieszkańcy koczowiska otrzymali dwa pisma.
- W jednym z nich informujemy, że zajmują oni nielegalnie miejski teren, za co grozi kara grzywny. W drugim zaś wyzywamy ich od opuszczenia terenu w ciągu 14 dni - powiedziała Bytońska. Dodała, że jeżeli Romowie nie opuszczą koczowiska, to podobnie jak w przypadku osób zamieszkujących teren przy ul. Kamieńskiego, sprawa trafi do sądu.
- Mówili, że mamy opuścić teren. Mamy na to 14 dni - mówi Romka, z którą rozmawiał reporter TVN24. - Zostaniemy tutaj. Tu jest cała rodzina. Gdzie mamy iść? - pyta.
Sprawa wrocławskich koczowisk
W połowie kwietnia wrocławski magistrat złożył do sądu pozew o eksmisję rumuńskich Romów z koczowiska przy ul. Kamieńskiego. Tam od kilku lat w barakach bez bieżącej wody mieszka ok. 60 osób, w tym dzieci. Ludzie tam żyjący również nie zalegalizowali pobytu w Polsce.
Po nagłośnieniu przez media sprawy Romów z ul. Kamieńskiego, głos zabrały organizacje pozarządowe zajmujące się prawami człowieka. W kwietniu w Warszawie odbyło się spotkanie wrocławskich urzędników z przedstawicielami Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Amnesty International Polska. Zadeklarowano wówczas, że jeżeli sąd zdecyduje o eksmisji, miasto zaproponuje Romom lokale socjalne.
Wcześniej władze miasta wielokrotnie podkreślały, że pomagały Romom z koczowiska przy ul. Kamieńskiego.
- Oferowaliśmy m.in. ciepłe posiłki, dostarczamy tam wodę, a w zimie straż miejska oferowała mieszkającym tam ludziom noclegi w miejskich noclegowniach. Wiele form tej pomocy było odrzucanych przez Romów - mówiła wcześniej Bytońska.
Zdaniem wrocławskich urzędników, innych form pomocy miasto nie może podjąć, dopóki Romowie nie zalegalizują swego pobytu w Polsce.
Romowie o Romach
Głos w tej sprawie zabrał również prezes Stowarzyszenia Romów w Polsce, Roman Kwiatkowski. W liście otwartym do prezydenta Wrocławia napisał, że z niepokojem obserwuje "jak podsycane są przez niektóre grupy z Wrocławia antyromskie nastroje, które, po ostatnich doniesieniach medialnych na temat obozowiska obywateli rumuńskich pochodzenia romskiego przy ul. Kamieńskiego, zaczęły gwałtownie narastać".
"Stan, który teraz władze próbują zmienić, trwał przecież przez lata i nikt nie reagował. Dlaczego od razu nie podjęto środków zaradczych - są do tego powołane odpowiednie służby, a ich działania, natychmiast po nielegalnym osiedleniu się Romów rumuńskich przy ul. Kamieńskiego, powinny zakończyć tę sytuację i jednocześnie pomóc tym osobom np. w zalegalizowaniu pobytu, jeśli by wyrazili taką wolę" - napisał Kwiatkowski.
Nie żyje romskie dziecko
W czwartek rano we wrocławskim Akademickim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej zmarł chłopiec, którego na początku marca urodziła 17-letnia Romka, mieszkająca właśnie w koczowisku przy Kamieńskiego.
- Dziecko urodziło się w ciężkim stanie. Ważyło niespełna kilogram. Było obarczone licznymi wadami i zakażeniami – mówi Agnieszka Czajkowska, rzeczniczka szpitala. - Lekarze walczyli o jego życie przez 2 miesiące. Przez ten czas chłopiec przebywał w inkubatorze, przeszedł operację i był karmiony pozaustrojowo – dodaje.
- Na skutek niewydolności wielonarządowej, niewydolności krążenia i oddychania, mimo podjętych przez nas działań, doszło do zatrzymania czynności serca. I dziś rano stwierdziliśmy zgon - wyjaśniła prof. Barbara Królak-Olejnik, kierowniczka kliniki neonatologii, w której leczony był mały Samurel. - On był mały i nie był w stanie funkcjonować bez naszej pomocy - dodaje.
"Polskie kobiety są szczepione"
Lekarka zwraca uwagę, że w polskim społeczeństwie tego typu infekcje wrodzone wirusowe raczej nie występują, bo kobiety są szczepione, także tym, które są niebezpieczne w okresie ciąży.
Chłopiec, ani jego rodzice nie byli ubezpieczeni i nie wiadomo, kto zapłaci za leczenie. Szpital chce jednak pomóc w zorganizowaniu pochówku.
- Rumuńscy Romowie są prawosławni, więc zwrócimy się do Kościoła prawosławnego, aby nieodpłatnie pogrzebać chłopca – mówi Czajkowska.
Jak dodaje rzeczniczka szpitala, rodzice zostali poinformowani o śmierci chłopca i przyszli pożegnać syna.
Miał nie wracać na koczowisko
17-letnia Rusalina zgłosiła się na początku marca do wrocławskiego Akademickiego Szpitala Klinicznego. Była odwodniona i niedożywiona. Skarżyła się na ból brzucha.
Po przeprowadzonych badaniach okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Lekarze, ze względu na niebezpieczeństwo utraty życia dziecka, od razu zdecydowali się na cesarskie cięcie. Na świat przyszedł Samurel.
Lekarze zdecydowali, że chłopiec musi pozostać w szpitalu. – W miejscu zamieszkania nie ma warunków, które zapewnią bezpieczeństwu takiemu dziecko – mówili lekarze.
Autor: dr/mz/k / Źródło: PAP, TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | D.Wudniak