- Trzeba walczyć do końca, inaczej skończymy jak Białoruś - komentuje ostatnie wydarzenia Ukrainka studiująca we Wrocławiu. Cała jej rodzina mieszka niedaleko Kijowa. - Nie wiem, do jakiego kraju wrócę - martwi się Liliya Pislar. Z kolei Nedim Useinov, Ukrainiec mieszkający w Gdańsku przyznaje, że "sytuacja wymyka się spod kontroli i nie wykluczone są nawet najczarniejsze scenariusze".
Ukrainka Liliya Pislar, studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim, bardzo emocjonalnie przyjęła wiadomości o zamieszkach w Kijowie. Dziś przed godz. 7:00 padły pierwsze strzały, trzy osoby nie żyją.
- Nie mogę uwierzyć w to, co czytam i oglądam. To okropne - mówi.
Jej zdaniem, kolejna fala buntów na Majdanie związana jest z wprowadzonymi kilka dni temu ustawami. Zaostrzają one m. in. kary dla przeciwników władz i ograniczają działalność organizacji pozarządowych. CZYTAJ WIĘCEJ
- Gdyby nie one, ludzie nie wróciliby tak tłumnie na ulice - przekonuje.
"Nie wiem, do jakiego kraju wrócę"
Według niej, była to prowokacja władzy.
- Dlatego ludzie zaczną z nią walczyć. Po prostu muszą. Albo będziemy walczyć do samego końca, albo skończymy jako dyktatura, tak jak w Białorusi - ocenia studentka.
W jej ocenie, sytuacja w Kijowie się zaostrzy. - Po ostatnich doniesieniach jestem wręcz przekonana, że będzie wojna domowa na Ukrainie - mówi w rozmowie z TVN24. I dodała: Teraz milicja dokładnie pokazała, po której jest stronie.
Jak dodaje, chciałaby być przy swojej rodzinie tam, na Ukrainie. - Niestety mam sesję. (...) Smutno mi, że nie mogę być z moją rodziną w tych ważnych chwilach - przyznaje Pislar. I zastanawia się, do jakiego kraju przyjedzie następnym razem. - Czy na wolną Ukrainę czy do kraju, w którym panuje dyktatura?
"Nie można wykluczyć najczarniejszych scenariuszy"
Zaniepokojony sytuacją na Ukrainie jest również Nedim Useinov, który od 10 lat mieszka w Gdańsku. Według niego na Ukrainie "pewne granice zostały już przekroczone".
- Demonstranci nie wierzą już we władze, czy w możliwość dialogu. Są też rozczarowani Europą, gdyż wyraz niepokoju zachodnich polityków obecnie jest tylko wyrazem ich bezradności. Deklarują oni bowiem solidarność z Ukraińcami jedynie słownie, nie idą za tym jednak żadne konkretne działania - przyznał Useinov.
Wyraził jednocześnie nadzieję, że w jego kraju nie dojdzie ani do wprowadzenia stanu wyjątkowego, ani do rozpoczęcia wojny domowej. - Nie można jednak wykluczyć żadnych, nawet najczarniejszych scenariuszy - podkreślił. Ukrainiec skrytykował także słowa premiera Mykoły Azarowa, który nazwał ludzi protestujących w centrum Kijowa terrorystami. Premier Ukrainy oświadczył także w środę, że odpowiedzialność za ofiary śmiertelne tych wydarzeń ponoszą ich organizatorzy. - Azarow prowokuje takimi słowami do dalszych agresywnych działań, tak jakby mu to było na rękę. Nie wiem jak długo jeszcze z Janukowyczem chcą testować cierpliwość ludzi, bo to, że nie pójdą do domów, jest już oczywiste.
Autor: mir/dp / Źródło: TVN24 Wrocław, TVN24 Pomorze