Najpierw twierdził, że należąca do niego suczka padła, bo rozpędziła się i uderzyła w kaloryfer. Później przyznał się, że przez rok znęcał się nad swoim czworonogiem. Bił, zwłaszcza gdy był pijany. Kolejnych razów zwierzę nie przeżyło. Sąd Rejonowy w Wałbrzychu (województwo dolnośląskie) skazał 35-letniego Łukasza P. na rok więzienia i zakazał mu posiadania zwierząt przez 10 lat. Wyrok nie jest prawomocny.
35-letni Łukasz P., mieszkaniec Wałbrzycha, przez rok był właścicielem niewielkiego kundelka. Aż do 10 lutego 2019 roku. Wtedy zadzwonił do swoich bliskich i powiedział, że jego pies się nie rusza. Miał tłumaczyć, że suczka rozpędziła się i uderzyła o kaloryfer. Konającego czworonoga do weterynarza zabrały siostry mężczyzny. Tam suczce podano leki. Jednak zwierzę było w takim stanie, że nie przeżyło nocy.
Prokuratura: nad czworonogiem znęcał się przez rok
Sprawa została zgłoszona Dolnośląskiemu Inspektoratowi Ochrony Zwierząt. Inspektorzy zgłosili natomiast sprawę policji. Byli bowiem zdania - podobnie jak weterynarz, do którego trafił czworonóg - że pies nie był w stanie sam doprowadzić się do agonalnego stanu. - Podczas przesłuchania 34-latek przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia. Mężczyzna odpowie za znęcanie się nad zwierzęciem - zapowiadał wówczas Marcin Świeży z wałbrzyskiej policji. Prokuratura oskarżyła Łukasza P. o znęcanie się nad swoim psem ze szczególnym okrucieństwem. To - zdaniem śledczych - trwało od lutego 2018 roku. W tym czasie P. miał "niedostatecznie karmić psa, bić go - w głowę i różne części ciała - nieustalonym narzędziem tępokrawędzistym oraz z tak zwanej pięści". A 10 lutego 2019 roku "poprzez bicie po głowie i różnych częściach ciała nieustalonym narzędziem spowodował obrażenia (...), które skutkowały powstaniem rozległych krwiaków oraz wylewem podtwardówkowym krwi do mózgu (...) i w konsekwencji doprowadziło do zgonu zwierzęcia".
Rok więzienia, zakaz posiadania zwierząt, nawiązka i wyrok podany do publicznej wiadomości
Rok po śmierci psa, 12 lutego 2020 roku, Sąd Rejonowy w Wałbrzychu wydał wyrok w sprawie Łukasza P. Jak informuje Marzena Rusin-Gielniewska z Sądu Okręgowego w Świdnicy, P. został uznany za winnego znęcania się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. - Sąd wymierzył mu karę roku pozbawienia wolności i 10-letniego zakazu posiadania zwierząt. Orzekł też wobec niego trzy tysiące złotych nawiązki na rzecz Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt - przekazuje Rusin-Gielniewska. To jednak nie koniec konsekwencji, jakie poniesie mężczyzna. Decyzją sądu wyrok w jego sprawie zostanie podany do publicznej wiadomości. - Zostanie zamieszczony na tablicy ogłoszeń Sądu Rejonowego w Wałbrzychu na okres trzech miesięcy - informuje sędzia Rusin-Gielniewska. Łukasz P. ma też ponieść koszty postępowania.
Sąd: zwierzę nie jest rzeczą
Sąd podkreślał, że oskarżony - mimo przekonania, że zapewnia zwierzęciu dostateczną opiekę - w rzeczywistości tego nie robił. - Ewidentnie świadczył o tym stan zwierzęcia. Było skatowane, wyniszczone, nosiło szereg obrażeń, które powstały w różnym czasie - wskazywał sędzia Fryderyk Kwiatek. I dodawał: - Oskarżony dopuszczał się aktów bezprzykładnej przemocy nad psem, bił go - jak sam przyznał z rozbrajającą szczerością - bez powodu. Sąd podkreślił, że nie udało się ustalić, co kierowało mężczyzną, który bił swojego czworonoga. - Nie wiadomo, czy był to chwilowy zanik uczuć, gdy znajdował się pod wpływem alkoholu, czy raczej zachowanie świadczące o głębokiej demoralizacji - mówił sędzia. Zauważył jednak, że Łukasz P. przez rok pastwił się nad należącą do siebie suczką. - Takie zachowanie musiało sprawiać mu jakąś wątpliwą przyjemność - ocenił sąd. I wielokrotnie podkreślał: - Zwierzę nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winny ochronę, poszanowanie i opiekę.
Okoliczności łagodzące
Za znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Skąd więc kara roku więzienia? - Sąd miał na względzie zagrożenie karą do pięciu lat, ale miał też na uwadze to, że nie było dowodów na to, że w poprzednim etapie życia oskarżony w sposób systematyczny, wielokrotnie wcześniej dopuszczał się podobnych czynów - podkreślił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Kwiatek. Wskazywał też, że na korzyść oskarżonego zadziałało to, że wyraził skruchę. - Orzeczona kara jest wystarczająco surowa, by oskarżonego zniechęcić do powrotu do przestępstwa - mówił sędzia. I wyrażał nadzieję, że rok pozbawienia wolności wpoi mężczyźnie przekonanie "o potrzebie przestrzegania prawa, a przynajmniej sprawi, że z większą rezerwą będzie odnosił się do innych ludzi i zwierząt, które być może kiedyś będą pozostawały pod jego opieką". Wyrok nie jest prawomocny. A sąd poinformował oskarżonego, że może wystąpić z wnioskiem do sądu penitencjarnego o odbywanie kary w systemie dozoru elektronicznego. Podkreślił jednak, że taki sposób odbycia kary "nie jest absolutnie jej darowaniem".
Obrońcy zwierząt zapowiadają apelację
Rozstrzygnięcie Sądu Rejonowego w Wałbrzychu nie satysfakcjonuje Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, który w sprawie był oskarżycielem posiłkowym. Organizacja wnosiła o pięć lat więzienia dla mężczyzny. - Wobec rażącej niewspółmierności kary będziemy w tej sprawie składać apelację. Mam nadzieję, że prokuratura również - informuje Konrad Kuźmiński z DIOZ. O stanowisko prokuratury próbowaliśmy zapytać w Prokuraturze Rejonowej w Wałbrzychu i Okręgowej w Świdnicy. Nie udało nam się jednak porozmawiać z żadnym z prokuratorów.
Źródło: TVN24 Wrocław, Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt
Źródło zdjęcia głównego: Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt