Samochód stał zaparkowany przy ulicy w Bolesławcu. Długo włączony silnik zaniepokoił przechodniów. W środku było dwóch mężczyzn. Jeden już nie żył, drugi był nieprzytomny. Aby wyjaśnić przyczyny tragedii przeprowadzono eksperyment procesowy. Czujnik tlenku węgla po uruchomieniu silnika wyłączył się już po 3 minutach, bo skończyła się skala.
W sobotni poranek przechodniów zaniepokoił samochód w którym włączony był silnik. W środku znajdowało się dwóch mężczyzn z którymi nie było kontaktu. Lekarz stwierdził zgon jednego z nich, drugi został przewieziony do wrocławskiego szpitala, gdzie leczony jest w komorze hiperbarycznej. Czytaj więcej na ten temat
W poniedziałek przeprowadzono sekcję zwłok 25-latka.
- Wstępnie biegły ocenił, że najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci było zatrucie tlenkiem węgla. U zmarłego stwierdzono jasny kolor krwi, co jest cechą charakterystyczną dla tego rodzaju zatruć. Konieczne było pobranie krwi do badań - mówi Ewa Łomnicka, szefowa Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu.
Na czujniku zabrakło skali
Wiadomo, że śledczy przeprowadzili oględziny samochodu. Okazało się, że układ wydechowy był częściowo niesprawny. Teraz biegły ma ocenić stan techniczny pojazdu. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" przeprowadzili też eksperyment procesowy.
- W pojeździe został umieszczony czujnik tlenku węgla, który wyłączył się po trzech minutach ze względu na brak skali - mówi "GW" Łomnicka. I dodaje, że 25-latek samochód kupił miesiąc temu, a po uruchomieniu silnik bardzo głośno działał.
Auto stało przy jednej z ulic w Bolesławcu:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | A. Stefańczyk