Przed Sądem Okręgowym w Świdnicy (woj. dolnośląskie) ponownie rusza proces dwóch byłych policjantów z Wałbrzycha. Mężczyźni oskarżeni są o pobicie ze skutkiem śmiertelnym zatrzymanego. W pierwszym procesie zostali uniewinnieni, ale sąd apelacyjny wyrok uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Dwóch, byłych już policjantów, w czwartek ponownie stanęło przed sądem. Choć nieprawomocnym wyrokiem zostali uniewinnieni i twierdzą, że z pobiciem 35-latka nie mieli nic wspólnego.
Paweł H.: absolutnie, w całości, nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów. A Grzegorz K. dodawał: nie przyznaję się do zarzucanego mi czynu.
Tajemnicze pobicie
Do pobicia w jednym z wałbrzyskich komisariatów doszło, według prokuratury, w sierpniu 2013 roku. 35-letni mieszkaniec Wałbrzycha został zatrzymany, bo popełnił wykroczenie. Mężczyzna nie dostał mandatu. Zamiast tego został przewieziony do komisariatu. Jak ustalili śledczy, wyszedł stamtąd około 17.35. Dzwonił do znajomych. Mówił im, że został pobity. Ponad trzy godziny później został znaleziony martwy. Około 1,5 kilometra od komisariatu.
Jak dowodzi prokuratura, w siedzibie policjantów doszło do pobicia. Funkcjonariusze mieli zadawać 35-latkowi ciosy pięściami i nogami. Zmarły ślady po biciu miał na całym ciele. Miał też połamane żebra i pękniętą śledzionę. Obrażenia skutkowały krwotokiem wewnętrznym.
Wersja policjantów
H. odmówił składania zeznań. K. zabrał głos. Wspominał jak wyglądał 9 sierpnia 2013 roku. Na co dzień zajmował się planowaniem, organizacją i odprawianiem funkcjonariuszy. Feralnego dnia pełnił służbę u boku H. Miał go nadzorować. - Podczas kontroli miejsca zagrożonego zastaliśmy grupę mężczyzn przy których stała butelka, prawdopodobnie z alkoholem. Przeprowadzono tam czynności prewencyjne, rozpytano mężczyzn, przeprowadzono badanie alkosensorem jednego z nich na potwierdzenie oświadczenia, że jest trzeźwy - mówił były już policjant.
Mundurowi przeprowadzili też "prewencyjne legitymowanie". Jednak jeden z mężczyzn, 35-latek, wylegitymować się nie chciał. - Na tle innych kolegów wyróżniał się bełkotliwą mową, nie podawał danych osobowych oraz udzielał wymijających odpowiedzi na zadawane pytania. Mówił, że mógłby nam teraz uciec i nie dowiedzielibyśmy się kim był. Mówił to podniesionym głosem, używając wulgaryzmów - relacjonował K. przed sądem.
Czas upływał. Na godzinę 17 K. miał zaplanowaną kolejną odprawę. Była 17:10. - Mając świadomość i wiedzę, że w komisariacie czeka na mnie patrol z wydziału prewencji. Poinformowaliśmy G., że legitymowanie zostanie dokończone na komisariacie. Sam wsiadł do radiowozu. W trakcie przejazdu, zaraz po odizolowaniu od grupy kolegów, powiedział, że chciał się tylko przed nimi popisać. Powiedział jak się nazywa, powiedział, że poda wszystkie szczegóły swoich danych - przytaczał były funkcjonariusz.
W komisariacie legitymowanie miało zostać dokończone. Jak relacjonował K. o 17:20 policjanci wraz z 35-latkiem weszli do budynku. Mężczyzna miał zachowywać się poprawnie, współpracował z mundurowymi i stosował się do wydawanych mu poleceń. Dlatego K. zajął się swoimi obowiązkami. Legitymowaniem zajmować miał się H.
K. przed sądem relacjonował, że poszedł do swojego pokoju. Jednak nie zamknął drzwi. Widział korytarz i wejście. Miejsce w którym miał być legitymowany 35-latek znajduje się na wprost wejścia do komisariatu. K. przechodził przez korytarz kilkukrotnie. Miał kursować między swoim pokojem, a dyżurką. - H. miał świadomość tego, że jego przełożony (K. - przyp. red.) cały czas znajduje się w pobliżu. Wiedział, że przechodząc obok widzę i słyszę w jaki sposób wykonuje czynności. Jestem głęboko przekonany, że mając tę świadomość robił to jak najlepiej - stwierdził były funkcjonariusz. On sam zakończył swoje obowiązki o 17:40. Wtedy od kilku minut 35-latka w komisariacie miało już nie być.
Policjanci zostali uniewinnieni
Funkcjonariusze zostali najpierw zawieszeni w czynnościach służbowych. Kilka miesięcy później wydalono ich ze służby. Zostali oskarżeni o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Do winy byli policjanci się nie przyznają. Przed sądem stanęli w sierpniu ubiegłego roku. Groziło im do 10 lat więzienia. Decyzją sądu zostali uniewinnieni.
- Sąd ma obowiązek wątpliwości niedające się usunąć rozstrzygać na korzyść oskarżonego. W tym postępowaniu pojawiło się wiele niejasności, których wyjaśnić się nie dało - tłumaczyła Agnieszka Połyniak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Świdnicy.
Te niejasności to między innymi to, w jakich okolicznościach po opuszczeniu komisariatu 35-latek pił alkohol. W organizmie miał go tyle, że po wyjściu z komisariatu mógł gdzieś go pić. Co więcej, ubranie mężczyzny miało znajdować się w gorszym stanie niż w momencie wyjścia z budynku. Wątpliwości wzbudziło też to, jakimi określaniami mężczyzna posługiwał się w trakcie rozmów telefonicznych ze znajomymi. - O tych, którzy go pobili mówił: gruby, grubi. A jak stwierdził sąd, postura oskarżonych takiemu opisowi nie odpowiada - przekazywała Połyniak.
Po odwołaniu od wyroku sprawa wraca na wokandę
Z wyrokiem nie zgodziła się prokuratura i rodzina zmarłego mężczyzny. Zdaniem oskarżyciela publicznego sąd dokonał "wybiórczej oceny materiału dowodowego". Pełnomocnik rodziny 35-latka mówił: - Dążymy do tego, żeby wyrok został uchylony, a sprawa została przekazana do ponownego rozpoznania. I właśnie taką decyzję podjął Sąd Apelacyjny we Wrocławiu. Z tego powodu sprawa wróciła na wokandę.
Sprawę rozpatruje Sąd Okręgowy w Świdnicy:
Autor: tam/gp/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | W. Przybylska