Wrocławska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Patrykowi H. W maju 2016 roku mężczyzna nagrał komórką zatrzymanie Igora Stachowiaka na wrocławskim Rynku. Został zatrzymany, po czym usłyszał zarzuty w związku utrudnianiem policyjnej interwencji. Wówczas śledztwo zostało umorzone, ale po dwóch latach prokuratura wróciła do sprawy.
To właśnie Patryk H. i jeszcze jeden mężczyzna nagrali przebieg zatrzymania Igora Stachowiaka. Obaj nagrywali telefonami, obaj kilkanaście minut po akcji zostali zatrzymani i przewiezieni do komisariatu przy ulicy Trzemeskiej, tego samego, w którym kilka godzin później zmarł 25-latek.
Policja nazwała ich "reporterami". Na podstawie zeznań policjantów Patryk H. usłyszał zarzut utrudniania interwencji i stawiania oporu podczas zatrzymania. Wersji tej nie potwierdził żaden inny świadek, inną przedstawia również sam zainteresowany.
- Zatrzymanie polegało na tym, że podeszli do mnie policjanci, zostałem pchnięty, skuty i zabrany do radiowozu. Nie miałem nawet jak zareagować. Nikt mnie nie zapytał, jak się nazywam, nie zostałem wylegitymowany - przyznaje w rozmowie z nami pan Patryk.
List z informacją
Mężczyzna nie poniósł jednak żadnych konsekwencji, śledztwo zostało umorzone. Wówczas prokurator nie dopatrzył się znamion przestępstwa. H. przez dwa lata miał spokój. Aż do grudnia 2018 roku.
- Otrzymałem list polecony z prokuratury. Była w nim informacja, że jako podejrzany mogę zaznajomić się z aktami sprawy. Później udało mi się dodzwonić do prokuratury i przez telefon usłyszałem, że umorzenie zostało anulowane przez Prokuraturę Generalną. 29 grudnia zobaczyłem akta, ale nie pozwolono mi zrobić żadnych fotokopii. Rozmawiałem też z prokuratorem prowadzącym sprawę. Dowiedziałem się tylko, że akt oskarżenia będzie dla mnie niekorzystny. Żadnych wyjaśnień - mówi mężczyzna.
"Reporter" oskarżony
Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu potwierdza: śledztwo zostało wznowione i zakończone aktem oskarżenia.
- Podczas analizy akt tej sprawy w Prokuraturze Okręgowej we Wrocławiu stwierdzono, że umorzenie jest niezasadne. W sprawie tej nie wykonano bowiem wszystkich możliwych czynności. Nie przesłuchano wszystkich interweniujących funkcjonariuszy, nie dokonano również oględzin zapisu z przebiegu samej interwencji. (...) W związku z tym skierowano wniosek do prokuratora regionalnego, a ten następnie do prokuratora krajowego o wznowienie prawomocnie umorzonego postępowania - mówi Klaus.
Po wykonaniu dodatkowych czynności prokurator oskarżył Patryka H. o dwa czyny. Mężczyźnie zarzuca się, że użył przemocy wobec interweniującego policjanta, popychając go rękami w plecy, w celu zmuszenia do zaniechania czynności służbowej. Przemocy miał użyć także wobec drugiego interweniującego funkcjonariusza, szarpiąc go rękami za mundur.
Patryk H. czeka obecnie na oficjalne pismo z informacją o akcie oskarżenia. Jak przyznaje, ma już tego dość i nie wie, dlaczego sprawa wróciła, skoro nawet powołany biegły - jak sam przyznaje - nie dopatrzył się żadnego przewinienia z jego strony. Mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia.
Odprysk tego wątku badała Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Śledczy sprawdzali, czy funkcjonariusze nie przekroczyli swoich uprawnień. W marcu 2018 roku uznali jednak, że zatrzymanie świadków i odebranie im telefonów komórkowych było zgodne z prawem. Prokuratura nie dopatrzyła się także naruszenia nietykalności cielesnej mężczyzn przez policjantów.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka przygotowała opinię dla sądu, w której zwróciła uwagę na to, że rejestracja policyjnej interwencji może być uznana za "szeroko pojętą działalność dziennikarską". Według fundacji takie zachowanie stanowi element wolności pozyskiwania informacji, w związku z czym policjanci nie powinni w nie ingerować.
Śmierć w komisariacie
25-letni Igor Stachowiak został zatrzymany 15 maja 2016 r. na wrocławskim Rynku. Kilka godzin później mężczyzna nie żył. Reporter "Superwizjera" dotarł do nagrań i informacji pokazujących, jak wyglądała policyjna interwencja. Na nagraniach z paralizatora widać leżącego na podłodze toalety mężczyznę. Jest skuty kajdankami i rażony paralizatorem.
Ujawnione w materiale "Superwizjera" TVN fakty doprowadziły do szeregu dymisji w dolnośląskiej policji: wymieniono komendanta wojewódzkiego, jego zastępcę, odwołano też komendanta miejskiego i jego pierwszego zastępcę.
Ponad rok po śmierci w komisariacie nowy komendant dolnośląskiej policji polecił wszcząć postępowanie administracyjne w kierunku zwolnienia pięciu funkcjonariuszy ze służby. Wtedy okazało się, że szósty z policjantów ze służby zwolnił się - na własną prośbę - po śmierci Stachowiaka.
W lipcu 2018 roku przed wrocławskim sądem ruszył proces byłych policjantów, którzy zatrzymywali Stachowiaka. Mężczyźni oskarżeni są o przekroczenie uprawnień i znęcanie się nad 25-latkiem.
Autor: ib/ec/kwoj / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24