- Od samego początku zdawaliśmy sobie sprawę z tego w jakich warunkach nasze dzieci będą przebywały i nocowały. Do tego były przeszkolone - mówią rodzice dzieci, które w poniedziałek brały udział w felernej wyprawie w Bieszczady. Po tym jak grupę musieli ściągnąć ratownicy GOPR, opiekun usłyszał zarzut narażenia podopiecznych na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia.
- Wiedziałam, że moje dziecko jest pod dobrą opieką - mówi Katarzyna Ostrowska, matka jednego z uczestników wyprawy. - Mój syn miał odpowiedni strój, śpiwór. Cały czas czuł się dobrze i było mu ciepło. Nie odczuł tej sytuacji tak tragicznie jak było to przedstawione w mediach - dodaje.
"Szkolenia profesjonalne"
Grupa dziesięciu młodych ludzi, którzy w ramach tzw. szkoły przetrwania wędrowali górskimi szlakami, utknęła w poniedziałek w rejonie Bukowego Berda. Przez blisko 7 godzin trwała akcja ratownicza. Ratownicy GOPR zarzucają organizatorom brak wyobraźni.
- Uważam, że dzieci zachowały się bardzo dobrze, zgodnie z procedurami. Tak jak się umawiały na początku, wezwały pomoc, gdy poczułysię zagrożone- tłumaczy Ostrowska. - Nie uważam, że to była zabawa, bo te szkolenia sa profesjonalnie przygotowywane. Po prostu sytuacja wymagała wezwania pomocy.
- Pogoda nagle załamała się i zaskoczyła ich. Ale wychodzili w dobrych warunkach - mówi Anna Jawor, matka Marty, która brała udział w wyprawie, ale zeszła wcześniej z góry. - Myślę, że więcej niebezpieczeństwa jest na ulicach, w pubach czy dyskotekach - dodaje.
"Opiekun postąpił prawidłowo"
Jak zaznaczali rodzice, akcja GOPR była taka sama jak w przypadku innych turystów, którzy potrzebują pomocy. Nie obarczają winą opiekuna grupy.
- Zachował się odpowiednio zawiadamiając ratowników. Wezwał fachową pomoc. Przedstawione mu zarzuty są bezpodstawne. W momencie gdyby sam ich sprawdził na dół, mimo panującej pogody, dopiero wtedy naraziłby dzieci - komentuje Katarzyna Włodarek, która na obóz przetrwania wysłała swojego syna.
Innego zdania są ratownicy GOPR. Według nich, organizator wyprawy wykazał się kompletnym brakiem wyobraźni, a uczestnikom brakowało doświadczenia. We wtorek po południu 22-letni opiekun grupy usłyszał zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia swoich podopiecznych.
Akcja kosztowała 30 tys. zł
W akcji ratowniczej uczestniczyło ok. 40 osób. Jak wstępnie oceniają przedstawiciele GOPR, ściągnięcie grupy w dolne partie gór mogło kosztować co najmniej 30 tys. zł.
- Gdyby rodzice musieli pokryć koszty, to z pewnością złożyliby się. Ale jeżeli GOPR zwozi pijanych narciarz,y to podatnicy też płacą. Ale o tym się nie mówi - kwituje Katarzyna Włodarek.
Autor: balu//ec / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław | H.Szuberski