Trzej wrocławianie wystartują w najtrudniejszym biegu przełajowym na świecie - "Tough Guy". Zawodnicy wylecą do Perton w Anglii, gdzie odbędą się nietypowe zawody.
- Udział w "Tough Guy" jest jak Mont Everest dla alpinistów. Pokonanie własnych słabości, strachu i zmęczenia to ogromna satysfakcja - mówi Bartosz Pundyk, kapitan zespołu KRD Team, który wystartuje w najcięższym na świecie biegu przełajowym. - Ludzie mówią, że jesteśmy psychopatami lub wariatami, a cała zabawa jest głupotą. Jak patrzą na zawody z boku to widzą tylko ból i cierpienie. A dla nas to świetna zabawa - dodaje. Bieg tortur na własne życzenie Wrocławianie wyruszą na podbój angielskiego Perton pod koniec stycznia. Razem z 5 tysiącami innych uczestników staną na starcie "Tough Guy", określanego mianem biegu tylko dla prawdziwych twardzieli. Zawodnicy w pierwszej kolejności muszą pokonać 15-kilometrową trasę.
W kolejnym etapie, na uczestników biegu czekać będzie tor przeszkód: ściana ognia, czy czołganie się w błocie pod drutem kolczastym. Wszystko na świeżym powietrzu i mrozie. - Najcięższym elementem jest skok do lodowatej wody. Ale oprócz tego, trzeba jeszcze 4 razy zanurkować, co przy takich temperaturach jest na granicy ludzkiej wytrzymałości - mówi kapitan KRD Team. - Zawodnicy śmieją się, że ten, który pierwszy wskoczy rozbija taflę lodu. Ale potem można się trochę ogrzać przy kolejnej przeszkodzie, przeskakując przez "ścianę ognia" - dodaje.
Płomienie i woda to nie koniec ekstremalnych przeszkód. Dla najwytrwalszych zostaje rażenie prądem. Oczywiście w dawkach tolerowanych przez ludzkie ciało. Przy tym etapie nad uczestnikami czuwają lekarze.
Trzy lata przygotowań
"Tough Guy" nie będą pierwszymi zawodami "twardzieli" z Wrocławia. Od ponad 3 lat Bartosz Pundyk, Karol Wojtowski oraz Michał Chrapa biorą udział w innych biegach przełajowych.
- Na początku był polski Bieg Katorżnika, potem stworzyliśmy drużynę wioślarską smoczych łodzi, która istnieje do dziś. Potem braliśmy udział w najtrudniejszym w Polsce Biegu Wulkanów - wspomina Pundyk. - Z nowym rokiem postanowiliśmy przełamać się i spróbować czegoś nowego. Najtrudniejszego na najdłuższym dystansie. Kondycja jest niezwykle ważna, dlatego ostro trenujemy. Najcięższa próba czeka naszą psychikę. Chodzi o to, żeby nie poddać się kilka kilometrów przed metą. Krótko mówiąc chodzi o to, żeby przetrwać - dodaje.
Kontuzje i złamania
Przeszkody na trasie biegu "Tough Guy" są udoskonalane co roku. Organizatorzy robią wszystko, żeby utrudnić pokonanie przeszkód zawodnikom. Do tej pory na "narzędzia tortur" wydali ponad 2 mln funtów.
- Są jednak tacy, którzy lubią cierpieć, bać się i mieć z tego radość. Okazuje się, że fanów sadomasochistycznych sportów jest więcej. Nie bez powodu na starcie staje kilka tysięcy zawodników - mówi Pundyk.
Lekarze są obecni na całej trasie biegu. Co roku do okolicznych szpitali trafia kilkunastu uczestników z objawami hipotermii, czyli wychłodzonego organizmu. W całej historii zawodów odnotowano również jeden przypadek śmiertelny.
"Cięższe są rozmowy z żoną"
- Im bliżej zawodów tym bardziej się boimy. Jest to pewnego rodzaju wariactwo. Chyba dla każdego z nas cięższe są rozmowy z żoną czy dziewczyną niż marznięcie i rażenie prądem. Nasze kobiety wywierają dużą presję, bo się o nas boją. Jednym słowem nie są fankami tego sportu. Ale zawody w Perton były naszym celem od kilku lat - tłumaczy Pundyk.
Czym jest Tough Guy?
Zawody opisywane są jako "najtrudniejszy na świecie jednodniowy bieg przełajowy". Organizowane są od 1987 roku w Perton w Anglii. Odbywają się zazwyczaj w styczniu. Kilka tysięcy uczestników ma za zadanie przebiec 15 km odcinek i pokonać przez tor przeszkód. Organizatorzy biegu nie biorą jakiejkolwiek odpowiedzialności prawnej za poniesione urazy przez uczestników. Przed startem wszyscy muszą podpisać odpowiednie oświadczenie.
Autor: Marta Balukiewicz/b / Źródło: TVN 24 Wrocław, www.toughguy.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: KRD Team