Komunistyczne władze Opola w 1953 r. postawiły w samym sercu miasta olbrzymią, 11-metrową makietę Pałacu Kultury i Nauki. To była wielka atrakcja dla dorosłych i dzieci, które myślały, że mieszkają tam księżniczki. Konstrukcja zniknęła w 1956 r. i nikt nie pamięta dlaczego. Według jednej wersji zjadły ją szczury, według innej stała się niewygodna dla władz po wydarzeniach poznańskiego Czerwca.
Tekst został po raz pierwszy opublikowany 10 stycznia 2016 roku w Magazynie TVN24.
1 maja 1953 r. na ówczesnym placu Lenina w Opolu odsłonięto Pałac Kultury i Nauki. Tuż obok szeroką ulicą maszerowali mieszkańcy miasta. Pochodem uczcili Święto Pracy, a przy okazji podziwiali wysoką konstrukcję - choć ta była tylko makietą. Wokół niej na czas przemarszu ustawiono portrety komunistycznych przywódców. Nie wiadomo właściwie, dlaczego makieta stanęła akurat w Opolu i to jeszcze zanim ukończono budowę prawdziwego PKiN w Warszawie. Ta trwała wtedy dopiero rok. Każdy chciał ją zobaczyć, nie wszyscy mogli.
- Wycieczki jeździły zwiedzać plac budowy w Warszawie, ale podziwiać można było tylko ogromny wykop. Za to z góry, z drewnianego pomostu. Dzięki makiecie partia i Opole miały swój pałac, już gotowy. Szczycili się nim - wspomina Andrzej Hamada, architekt i miłośnik lokalnej historii. Konstrukcji sprzed lat nie szczędzi komplementów: bardzo ładnie wykonana, duża i wysoka. Po prostu piękna.
Niewielu pamięta, kto i po co wymyślił makietę
- Mamy z nią problem informacyjny. Lata 1950–1956 to okres słabo rozwiniętej biurokracji. Nie dokumentowano wtedy nawet budowy siedziby partii, a co dopiero obecności makiety - zauważa Marcin Sroka, doktorant Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego.
Jak mówi Hamada, makieta zapewne miała podnieść rangę miejsca, alei reprezentacyjnej, jaką miała być ulica Ozimska. - Stawała się coraz ważniejsza. Tu było centrum życia zniszczonego miasta, tu partia planowała swoje siedziby. Dlatego wyrzucono stąd targowisko, a brzydsze budynki zlikwidowano - opowiada architekt.
Pałac Kultury i Nauki, czyli dar Józefa Stalina dla Polaków, choć w pigułce, był ważny dla lokalnych władz. - Makieta pojawiła się jako symbol sukcesów akcji odbudowy Warszawy - uważa dr Adriana Dawid, historyk z Uniwersytetu Opolskiego. Miała też "uszlachetniać" plac.
- Na pomysł mogli wpaść przedstawiciele komitetu wojewódzkiego PZPR. Aktyw chciał się popisać - uważa Stanisław Jankowski, który na początku lat 50. był dwudziestokilkulatkiem. Czy makieta była fanaberią rządzących? W końcu mogli pomyśleć: Warszawa będzie mieć, to i my chcemy. - Może było i tak, że Roman Nowak, ówczesny pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, chciał spoglądać na makietę z okien swojego gabinetu i dlatego stała tak długo? - zastanawiał się w 2006 r., cytowany przez "Nową Trybunę Opolską", Maciej Borkowski, historyk z Instytutu Śląskiego w Opolu.
Dykta, drewno, a może stal?
Według Tadeusza Tarczyńskiego, 95-letniego członka Opolskiej Izby Inżynierów Budownictwa, za projekt odpowiedzialny był ówczesny architekt wojewódzki.
- Osobiście wykonywałem opinię, czy wytrzyma napór wiatru i inne czynniki - wspomina senior. Szczegółów jednak nie pamięta. Przypomina sobie, że replika powstającego pałacu była wykonana ze stali. Inni uważają, że to niemożliwe. Wspominają, że w grę wchodziła raczej dykta albo marnej jakości drewno.
- Wytrzymała kilka lat, więc nie mogła to być dykta, raczej jakieś deski. Te na wierzchu pociągnięte były folią. Całość wyglądała tak, jakby na niej położono tynk - twierdzi pan Stanisław.
Co ze stalą, o której wspominał pan Tadeusz? Być może makieta miała niewidoczną dla przechodniów wewnętrzną konstrukcję.
Wśród mieszkańców Opola panuje natomiast zgoda, co do rozmiarów makiety. "Była wysoka" - mówią. Według większości, którzy ją pamiętają, miała około 11 metrów. Jednak Stanisław Jankowski sprawę stawia jasno: aż taka wysoka nie była, raczej wysokości mniej więcej wagonu kolejowego.
"W środku musiały mieszkać księżniczki"
Makietą interesowały się przede wszystkim dzieci. - Pobudzała naszą wyobraźnię. Dorośli opowiadali, że w Warszawie budują taki sam prawdziwy i ogromny pałac - wspomina Maria Mikołajewicz z Opola, która kilkadziesiąt lat temu podziwiała makietę.
Jak mówi, w tamtym czasie przystanek PKS i kasy biletowe znajdowały się tuż obok, na ul. Ozimskiej.
Wycieczki szkolne do Opola zawsze kończyły się tutaj. Czekając na autobus, podziwialiśmy makietę. Była to atrakcja, a miasto oprócz zoo nie miało ich zbyt wielu
Nie tylko na niej makieta robiła wrażenie. Z rozdziawioną buzią spoglądała na replikę PKiN także mała Basia, dziś prof. Barbara Kubis z Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego.
- Podziwialiśmy tę makietę, bo po pierwsze była olbrzymia, a po drugie mówiono, że to pałac. Mnie jako małej dziewczynce pałac kojarzył się jednoznacznie: w środku musiały mieszkać księżniczki. Dla mnie to było coś nadzwyczajnego, ale nikt z dorosłych nie chciał tego słuchać - przyznaje. I dodaje, że makieta robiła na niej niesamowite wrażenie także przez swoją barwę. - Stała naprzeciwko Białego Domu, czyli siedziby partii, i gdy ulica była przyozdabiana czerwonymi sztandarami, makieta odcinała się od reszty otoczenia. Dla mnie wtedy wyglądało to niesamowicie - przyznaje profesor.
"Coś wyjątkowego" kontra "nic specjalnego"
- To były smutne czasy. Pracowało się tam, gdzie był nakaz, a Opole było jeszcze bardzo zniszczone po wojnie. Makieta dominowała nad placem. To było coś nowego i wyjątkowego – nie miała wątpliwości Janina Nowakowska, która wspominała makietę w 2006 r. w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską". "Dopóki pałac stał, cieszył opolan. Mieszkańcy często robili zdjęcia na jego tle" - czytamy na blogu Opolandia dziennikarza Artura Janowskiego.
Byli i tacy, którzy fotografować się nie chcieli, a do makiety podchodzili mniej entuzjastycznie. - Nie był to zbyt ciekawy obiekt. Znajdował się przy głównym trakcie spacerowym, więc przechodziło tamtędy wiele osób, które się zatrzymywały i patrzyły – no ale czy z podziwem? Raczej nie - uważa pan Stanisław. Na nim konstrukcja "nie robiła specjalnego wrażenia", bo nie miała żadnych okien, a te pałac powinien przecież mieć. Zresztą, jak mówi, w tym czasie w Opolu były inne atrakcje: zoo, wyspa Bolko, zabawy i restauracje. - To był taki akcent na dużym i niezagospodarowanym do końca placu. Ludzie przechodzili obok, ale nie zwracali na nią szczególnej uwagi - twierdzi z kolei pan Tadeusz.
Szczury, pogoda czy strach przed protestami?
Nie wiadomo, kiedy dokładnie makieta zniknęła z placu Lenina. - Na zdjęciach z końca 1956 r. już jej nie ma - zauważa Sroka. Dlaczego konstrukcję zlikwidowano? Według niektórych skoro makieta była z dykty, to okazała się nietrwała. Po prostu nie wytrzymała upływu lat i zmieniającej się pogody.
Inni uważają, że w środku zagnieździły się szczury, które systematycznie podgryzały 11-metrowy obiekt. To byłyby względy praktyczne. Jednak pan Stanisław uważa, że w grę wchodziła polityka.
- Makieta zniknęła mniej więcej wtedy, gdy w Poznaniu były napięcia. Może władze bały się rozruchów, bo przecież Pałac Kultury i Nauki kojarzył się z radzieckim zniewoleniem. Może nie chciano prowokować mieszkańców Opola, może przestała być władzy na rękę - zastanawia się Jankowski. Konstrukcja zniknęła bez śladu.
Kilka lat później na jej miejscu stanęła Iglica. Na krótko. Pod koniec lat 60. została zastąpiona przez rzeźbę Pegaza. Miejsce widocznie jest pechowe, bo stalowy rumak także stamtąd zniknął.
Oficjalne makiety były trzy
Niedawno Pałac Kultury i Nauki w Warszawie skończył 60 lat. Przez ten czas doczekał się wielu swoich miniatur wykonanych z różnych materiałów, m.in. z kartonu czy zapałek, które pokazywano w szkołach w całej Polsce. Pierwsza makieta PKiN została zaprezentowana przez budowniczych już podczas pochodu pierwszomajowego w 1952 r. Została przywieziona na przyczepie ciągniętej przez traktor. W tym samym roku w Prezydium Rady Ministrów odbyło się spotkanie przedstawicieli rządu i organizacji społecznych z radzieckimi projektantami i budowniczymi Pałacu Kultury i Nauki. Architekt Lew Rudniew omawiał na nim makietę budynku.
Hanna Szczubełek, kronikarka PKiN mówi, że z Moskwy do Polski przyjechały trzy oficjalne makiety. Wszystkie prezentował Rudniew. Nie może jednak potwierdzić, czy ta z Opola była jedną z nich. - To raczej mało prawdopodobne, ze względu na jej wysokość - przytacza słowa kronikarki Ewelina Dudziak, rzecznik prasowy PKiN. O makiecie z Opola w Warszawie nie słyszeli.
W 1954 r. w stolicy powstał też kartonowy model "daru Stalina". Nad jego stworzeniem przez niemal cztery miesiące pracował pilot Zdzisław Gryglicki. Do sprzedaży trafiło ok. 3-4 tys. modeli.
Kilkudziesięciocentymetrową makietę obiektu można oglądać w ramach zwiedzania pałacu. - Goście schodzą do piwnic i tam na wystawie poświęconej pamiątkom z lat 50. i 60. mogą zobaczyć makietę, która w latach 90. została odnowiona - informuje Dudziak.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: archiwum A. Janowskiego