- Nagle nastąpił wstrząs, wielki huk i straszne zapylenie. Było tak gęsto, że na metr nic nie było widać – wspomina wtorkowy wieczór Piotr Rzepka, górnik KGHM, który przez siedem godzin razem z kolegami był uwięziony pod ziemią.
- W momencie wstrząsu wykonywaliśmy nasze obowiązki. Nic nie zapowiadało tego, co się stało. Nagle usłyszeliśmy straszny huk, sypały się skały i nie było widoczności. Czuliśmy strach o to, czy nic nam się nie stanie. Czy coś na nas nie spadnie – opowiada Rzepka.
W rejonie, w którym pracował, był razem z trzema kolegami. Chwilę po tąpnięciu wszyscy zaczęli się szukać.
- Najpierw sprawdziliśmy czy jesteśmy cali. Czy nikt nie doznał obrażeń i czy możemy się ewakuować o własnych siłach – wspomina. - W tym gęstym kurzu doszliśmy po omacku do drogi ewakuacyjnej. Okazało się, że przejścia nie ma. A na drodze zbierała się coraz większa grupa górników. Wspólnie sprawdzaliśmy kolejne drogi ucieczki – opowiada o wydarzeniach z wtorkowego wieczora.
Bezpieczne miejsce
Jak mówi, po wstrząsie nikt nie wiedział, gdzie uciekać, a w gęstym pyle wszyscy tracili orientację.
- Podjęliśmy decyzję, że trzeba znaleźć miejsce, w którym można się bezpiecznie schronić. Każdy z nas bał się o własne życie – wspomina Rzepka.
Jak dodaje, korytarz był bardzo zniszczony. Wszędzie leżały drobne kamienie o ostrych krawędziach i ogromne głazy wielkości dużego samochodu.
Bez wyjścia
- Kiedy zorientowaliśmy się, że nie ma drogi ucieczki, wiedzieliśmy, że zostało nam tylko oczekiwanie na pomoc – mówi górnik.
Jak dodaje, wszyscy uwięzieni wierzyli, że pomoc w końcu nadejdzie. - Takie są procedury. Wiedzieliśmy, że nie mogą nas zostawić samych – mówi.
To co zapamięta, to ogromna solidarność zasypanych górników. Mimo beznadziejnej sytuacji, dramatycznych warunków i wielkiej niewiadomej, nikt nie siedział z założonymi rękami. Wszyscy pracowali i wspólnymi siłami szukali szczelin, żeby się przecisnąć i przejść gdzieś dalej.
- Kiedy zobaczyliśmy światełka, poczuliśmy wielką ulgę. Domyśliliśmy się, że to pomoc – mówi.
Powrót pod ziemię
Rzepka przyznaje, że nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tak potężnym wstrząsem. - Zdarzały się oczywiście jakieś drobne wstrząsy, ale zawsze mogliśmy się ewakuować. Tym razem odcięte zostały wszystkie drogi ewakuacyjne – wspomina.
Mimo dramatycznych godzin spędzonych pod ziemią, górnik nie obawia się znów zjechać pod ziemię.
- Oczywiście, że wrócę do kopali, to jest moja praca. Do końca tygodnia mam jeszcze wolne, a potem zobaczymy – kończy.
"Chcieliśmy napić się wody"
Podobnie wydarzenia z wtorku wspomina Przemysław Witecki. - Przodowy zespołu stwierdził, że jest chwila, by napić się wody. Nastąpił potężny wstrząs, zrobiło się nagle bardzo ciemno. Zapylenie było ogromne. Widoczność na wyciągnięcie dłoni - opowiada.
Jak mówi, wśród górników nie było paniki. Wszyscy zachowywali się spokojnie. Ale dało się odczuć, że każdy boi się najgorszego.
- Staraliśmy się rozmawiać na luzie. Nikt nie chciał dopuścić myśli, że możemy pod ziemią spędzić więcej czasu. Może dzień, może dwa lub trzy. Nie chcieliśmy tego jednak głośno mówić, by sobie nie psuć samopoczucia - dodaje Witecki.
Gdy przypomina sobie moment, kiedy zasypani górnicy zobaczyli ratowników, w jego oczach pojawiają się łzy.
- To już była siódma godzina. Chłopcy (ratownicy – przyp red.) fedrowali przez sześć godzin non stop. Ktoś zauważył latające światła… Wiedzieliśmy, że jesteśmy uratowani… - kończy swoją opowieść ze łzami w oczach.
Uwięzieni pod ziemią
We wtorek ok. 22 w kopalni ZG Rudna w Polkowicach (Dolnośląskie) doszło do wstrząsu o sile 3,4 stopni w skali Richtera. - Był to nietypowy wstrząs, ponieważ trwał około 10 sekund, gdy zazwyczaj takie wstrząsy trwają około 4 sekund - powiedziała Talarczyk. Przyczyną wstrząsu był najprawdopodobniej samoistny ruch górotworu.
Po wstrząsie 22 górników zdołało wydostać się z kopalni o własnych siłach. Jeden został wyniesiony na noszach i trafił do szpitala w Lubinie. 19 górników pozostało pod ziemią. Dopiero po siedmiu godzinach ratownicy dotarli do nich i pomogli im wydostać się na powierzchnię. Wszyscy są w dobrym stanie tylko jeden trafił do szpitala z potłuczeniami oraz rozciętą skórą na głowie.
Autor: dr/gh/par / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Okręgowy Urząd Górniczy we Wrocławiu