11-latka dostała lek, który miał uratować jej życie. Potrzebuje kolejnej dawki

Początkowo drogi lek miał trafić do 18-letniego Marka z Opolszczyzny. Nastolatek był leczony we Wrocławiu. Jednak jego stan gwałtownie się pogorszył. Marek zmarł. Niewykorzystany lek czekał na osobę, której będzie mógł pomóc. Trafił do Białegostoku. Do 11-letniej Julii Koronkiewicz, która urodziła się z zespołem Downa, potem przeszła poważną operację serca, a teraz walczy z lekooporną białaczką.

Farmaceutyk, który sfinansowali m.in. widzowie TVN i TVN24, miał szansę uratować jej życie i pozwolić na przeszczep szpiku. Kilka dni temu Julia skończyła niemal miesięczną terapię. - Udało nam się przeprowadzić leczenie. Julka w trakcie nie pokazała żadnych niepokojących objawów. To było 28 dni ciągłego wlewu dożylnego - relacjonowała dr Katarzyna Muszyńska-Rosłan z Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. I dodawała, że dziewczynka bardzo szybko przyzwyczaiła się do przyjmowania leku. - Funkcjonowała normalnie - zapewnia lekarka.

Lek, który dostała dziewczynka, zabija komórki nowotworowe. Jednak jest bardzo drogi. Dzienny koszt terapii to 18 tys. złotych. Medykament nie jest refundowany przez NFZ. Okazało się, że dziewczynka potrzebuje kolejnych dawek leku. W jej ciele jest wciąż za dużo komórek nowotworowych, a to nie pozwala na przygotowanie się do przeszczepu.

- Jedna kuracja już za Julką, ale niestety nie przyniosła oczekiwanych efektów. Potrzebna jest jeszcze jedna próba, która zwiększy efekty leczenia. Udało nam się uzbierać 2/3 potrzebnej kwoty. Brakuje jeszcze 80 tys. złotych, ale niestety trzeba działać szybko - mówią rodzice dziewczynki. I dodają, że bez pomocy innych sobie nie poradzą.

Dziewczynka leczona jest w Białymstoku:

Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław