- Wirus się szerzy często bezwiednie, szczególnie nie wiedzą tego ludzie bezobjawowi - podkreśla profesor Krzysztof Simon, ordynator jednego z oddziałów zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu. I zaleca ludziom w podeszłym wieku, schorowanym, a także tym z przewlekłymi chorobami pozostanie w domach. Ważne też, by ograniczyli kontakty rodzinne z wnukami. - Jeżeli babcia ma 70 lat i więcej, ma rozedmę płuc, pali papierosy, pije wieczorem drinka, to jak się zakazi tym wirusem, to gwarantuję, że nie przeżyje - dodaje. Profesor prognozuje też, jakie scenariusze mogą nas czekać w związku z pandemią COVID-19.
KORONAWIRUS W POLSCE. RAPORT TVN24.PL Profesor Krzysztof Simon był pytany między innymi o to, jak wygląda obecnie praca Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu, który został przekształcony w szpital zakaźny, w którym są leczeni pacjenci chorzy na COVID-19.
Lekarz przyznaje, że w ostatnim czasie trafiają tu nie tylko osoby, które mogą być potencjalnie zakażone. Także wiele innych, którzy do szpitala przy ulicy Koszarowej nie powinni zostać przetransportowani. - To jest katastrofa intelektualna, moralna i etyczna, jeśli chodzi o funkcjonowanie naszego środowiska - mówi Simon. I dodaje: - Wiadomo, że potencjalnie każdy pacjent, który gorączkuje i kaszle może mieć koronawirusa, ale też nie musi go mieć. Powinno być tak, że takiej osobie robi się test, a jeśli jest dodatni, to taką osobę przywozi się do nas.
"Jakby wirus skakał, biegał i wszystkich zakażał"
Tymczasem, jak podkreśla ordynator oddziału zakaźnego, jest zupełnie inaczej. - Każdego wysyła się do nas, a przychodnie i szpitalne oddziały ratunkowe się odkaża. Jakby wirus skakał, biegał i wszystkich tam zakażał. To jest absurdalne - podkreśla Simon. Jego zdaniem wynika to z tego, że niektórzy lekarze podstawowej opieki zdrowotnej lekceważą sytuację szpitala zakaźnego. I każdego - niezależnie od dolegliwości - kierują do placówki przy ulicy Koszarowej.
Przykłady? W taki sposób - z podejrzeniem zakażenia koronawirusa - do szpitala trafiła już osoba z kolką nerkową, gorączkujący pacjent z gnijącą nogą do amputacji, czy z krwotokiem z raka krtani. Problemem - jak wskazuje lekarz - jest także to, że ambulanse przywożą do szpitala "wszystkich pijaczków, którzy śpią pod dworcami, a gorączkują" z podejrzeniem koronawirusa. - A 95 procent z nich nie ma żadnego koronawirusa, tylko po prostu u nas trzeźwieje. Tak nie może wyglądać służba zdrowia, to jest kompletne lekceważenie nas i wygodnictwo - podkreśla Simon.
Lekarz: w jednym miejscu walczymy, a w drugim ożywiamy szerzenie się tego wirusa
Lekarz zakaźnik był też pytany o to, czy lekceważenie zaleceń rządu dotyczących pozostania w domach wpływa na rozwój pandemii. - Wirus się szerzy często bezwiednie, szczególnie nie wiedzą tego ludzie bezobjawowi - zaznacza Simon. I zaleca ludziom w podeszłym wieku, schorowanym, a także tym z przewlekłymi chorobami pozostanie w domach. Ważne też, by ograniczyli kontakty rodzinne z wnukami. - Jeżeli babcia ma 70 lat i więcej, ma rozedmę płuc, pali papierosy, pije wieczorem drinka, to jak się zakazi tym wirusem, to gwarantuję, że nie przeżyje - twierdzi lekarz.
"KORONAWIRUS. RAPORT". EKSPERCI ODPOWIADAJĄ W TVN24 NA WASZE PYTANIA
Jego zdaniem pozostałe osoby, te nienależące do grupy ryzyka, także "absolutnie powinny przestrzegać zaleceń władz państwowych". Należy jednak być szczególnie ostrożnym, unikać kontaktu, nosić maski i rękawiczki. Nie znaczy to jednak, że mamy nie wyjść na spacer z rodziną, czy psem. Problemem - według profesora - są przepełnione sklepy wielkometrażowe. - To jest absurd, bo w jednym miejscu walczymy, a w drugim ożywiamy szerzenie się tego wirusa. Jak temu zaradzić? Chyba nie ma złotego środka. Może wpuszczać mniej klientów albo zobowiązać ich do noszenia rękawiczek i masek. Nie masz, to nie wchodzisz - mówi Simon. I dodaje: - Państwo musi jakoś sobie radzić, przecież są zakłady pracy, gdzie pracują tysiące ludzi, przecież gospodarka nie może całkowicie stanąć. To byłoby wtedy na granicy wojny. Tak nie można.
Ograniczenia w sklepach, godziny dla seniorów. Nowe obostrzenia
Co będzie dalej?
Zdaniem profesora Simona mówienie dziś o rozwoju w Polsce epidemii wywołanej koronawirusem jest "trochę wróżeniem z fusów".
- Nie wiemy jak to będzie przebiegało, chcę przy tym zwrócić uwagę, że żyjemy w klimacie umiarkowanym, gdzie tego rodzaju infekcje przebiegają masowo w okresie zimowo-wiosennym i jesienno-zimowym, wówczas jest szczyt zachorowań i w przypadku tego koronawirusa mamy do czynienia z taką sytuacją - podkreślił.
Przedstawił też kilka możliwych, w jego opinii, modeli przebiegu pandemii. - Może być tak, że wirus gwałtownie zmieni swój charakter i przestanie się pojawiać, tak jak było w przypadku SARS. Może też tlić się na niewielkim obszarze jak MERS w rejonie Półwyspu Arabskiego. Może też pozostać w naszym środowisku na zawsze, niemniej jednak w tym przypadku musi przechorować pewna grupa ludzi i pojawi się wówczas środowiskowa odporność – ludzie przestaną transmitować wirusa. W tym ostatnim modelu wirus przestaje się szerzyć populacyjnie i ryzyko zakażenia gwałtownie spada - mówi ordynator oddziału zakaźnego.
Zdaniem profesora wirus może pozostać w społecznościach, tak jak szereg szczepów grypy. - Będzie się wówczas szerzył w niewielkim procencie pacjentów, aż do wynalezienia szczepionki - mówił lekarz.
Autorka/Autor: tam/gp
Źródło: TVN24 Wrocław, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu