10 tysięcy kary i nagana dla dyrektora sanepidu. Za to, że był w parku, gdy obowiązywał zakaz

Park Miejski w Legnicy
Dyrektor legnickiego sanepidu wjechał do tamtejszego parku mimo zakazu
Źródło: Google Earth

Dyrektor legnickiego sanepidu musi zapłacić 10 tysięcy złotych kary, będzie miał sprawę w sądzie, a na dokładkę przełożony ukarał go naganą. Za co? Wjechał na rowerze do parku, kiedy jeszcze obowiązywał zakaz, łamiąc tym samym przepisy. - Zatrzymałem się, żeby odebrać służbowy telefon. Nie stwarzałem zagrożenia - zapewnia.

Dwóch strażników miejskich, patrolujących w połowie kwietnia okolice Parku Miejskiego w Legnicy (woj. dolnośląskie), zauważyło mężczyznę siedzącego na ławce w jednej z alejek. Zgodnie z rządowym rozporządzeniem z powodu epidemii wstęp do parków był wówczas zakazany. Podjechali więc, żeby go skontrolować.

- Mężczyzna nie miał maseczki. Obok niego stał rower. W trakcie rozmowy ze strażnikami powiedział, że jest szefem sanepidu i pracuje tuż obok. Nikt jednak nie powinien znajdować się wtedy w parku, w związku z czym strażnicy chcieli ukarać go mandatem za wykroczenie. Mężczyzna tego mandatu nie przyjął. Miał do tego prawo. Na tym interwencję zakończono - mówi Jacek Śmigielski, rzecznik Straży Miejskiej w Legnicy.

Park Miejski w Legnicy
Park Miejski w Legnicy
Źródło: Andrzej19/Wikipedia (CC BY-SA 4.0)

Sanepid karze dyrektora sanepidu

Nie był to jednak koniec sprawy. Notatka służbowa ze zdarzenia przekazana została policji. Policja z kolei powiadomiła sanepid. Sprawa trafiła do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu, skąd powędrowała jeszcze do sanepidu w Środzie Śląskiej, który ostatecznie ją rozpatrywał. Cała operacja miała na celu odsunięcie ewentualnych podejrzeń o stronniczość.

Rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu Magdalena Odrowąż-Mieszkowska poinformowała w piątek, że dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Środzie Śląskiej Anna Wojtasińska-Żygadło nałożyła na szefa legnickiego sanepidu karę administracyjną w wysokości 10 tysięcy złotych.

Od kary nałożonej przez sanepid można się odwołać, ale jest haczyk.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

- To jest kara dla osoby fizycznej, nie dla dyrektora stacji w Legnicy. Wcześniej szef wojewódzkiej stacji, jako przełożony ukarał go w trybie służbowym naganą. Sprawę grzywny musiała rozpatrzyć inna stacja powiatowa niż ta w Legnicy z oczywistych względów. Losowo wybrano Środę Śląską - wyjaśnia Odrowąż-Mieszkowska.

Dyrektor PSSE w Środzie Śląskiej Anna Wojtasińska-Żygadło w wypowiedzi dla Radia Wrocław odniosła się także do kwestii braku maseczki. Zgodnie z przepisami można nie zakładać maseczki, jeśli istnieją jakiekolwiek przeciwwskazania zdrowotne. - W przypadku dyrektora legnickiego sanepidu właśnie takie wskazanie medyczne jest - powiedziała.

Przystanek "na telefon"

Przypomnijmy, dyrektor legnickiego sanepidu nie przyjął mandatu, w związku z czym jego sprawa została też skierowana do sądu. Strażnicy miejscy chcieli dać mu mandat w wysokości 300 złotych. W sądzie maksymalne zagrożenie karą to już pięć tysięcy złotych grzywny.

- To kuriozum. Za jedno przewinienie, zostały mi wymierzone trzy kary, każda z innej podstawy prawnej. Nie rozumiem tego - przyznaje dyrektor w rozmowie z tvn24.pl.

Dyrektor legnickiego sanepidu postanowił opisać nam, jak ta sytuacja wyglądała z jego perspektywy.

- Droga przez park jest zdecydowanie najkrótszą i najszybszą trasą z mojego domu do pracy. Jechałem sam, na rowerze. Tylko przejeżdżałem przez ten park. Zadzwonił wtedy służbowy telefon, więc musiałem odebrać. Nie jestem żadnym ekwilibrystą, żeby robić to w trakcie jazdy. Zatrzymałem się przy ławce, odebrałem telefon i przysiadłem na chwilę. Niedługo potem podjechała straż miejska - relacjonuje Jacek Watral.

Jak twierdzi, próbował wytłumaczyć strażnikom, dlaczego zastali go w parku na ławce, ale, jak mówi, "w ogóle nie było gadania". Strażnicy pozostali nieugięci.

"Nie stworzyłem żadnego zagrożenia"

Zapytaliśmy rzecznika legnickiej Straży Miejskiej o to, jaką wersję przedstawiał dyrektor w trakcie interwencji, a także czy zostało to jakoś zweryfikowane.

- Trwają czynności wyjaśniające. Nie mogę komentować tego, co pan powiedział. Przed nim postępowanie sądowe, które wyjaśni wszelkie okoliczności zdarzenia - mówi rzecznik Jacek Śmigielski.

Jacek Watral przyznaje, że złamał przepisy, ale uważa, że kara jest niewspółmierna do winy.

- Nie stworzyłem żadnego zagrożenia. Jechałem sam, do pracy, w której tak naprawdę zajmuję się zwalczaniem stanu epidemii, przez który te wszystkie zakazy wprowadzono. Wiele osób dziwi się, dlaczego ukarano mnie tak surowo. Ja również - rozkłada ręce szef sanepidu w Legnicy.

Czytaj także: