Dolnośląska policja od kilku lat poszukuje Katarzyny Borczyk, skazanej w związku ze spaleniem zwłok noworodka. Kobieta urodziła w domu, po czym wyniosła dziecko do kotłowni. Tam jej mąż wrzucił ciało do domowego pieca. On odsiedział swój wyrok i zdążył już wyjść na wolność. Ona nadal skutecznie ukrywa się przed organami ścigania.
Według ustaleń śledczych w nocy z 30 czerwca na 1 lipca 2016 roku kobieta rodziła dziecko w domu na stojąco, tak, aby wypadło na podłogę. Po tym, jak uderzyło o posadzkę, matka nie zrobiła nic, aby pomóc noworodkowi - ustaliła prokuratura. Zaniosła dziecko do kotłowni. Mąż początkowo o niczym nie wiedział, ale gdy usłyszał, co się stało, poszedł do kotłowni, rozpalił w piecu i wrzucił do niego zwłoki noworodka.
Sprawa wyszła na jaw za sprawą mieszkańców Radwanic na Dolnym Śląsku, gdzie para mieszkała. Po miejscowości zaczęły krążyć plotki, że kobieta była w ciąży, ale dziecka nie ma. Ktoś powiadomił Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Urzędnicy, w asyście policji, pojawili się w domu pary. Do akcji wkroczyła prokuratura. Sprawdzano m.in. informację, czy noworodek nie został sprzedany za granicę.
W końcu kobieta się złamała i w rozmowie z prokuratorami przyznała się do winy. Opowiedziała, co się stało.
Ona urodziła, on spalił dziecko w piecu. Oboje skazani
Popiół znaleziony w piecu został sprawdzony przez biegłych. Z ich opinii wynikało, że w zabezpieczonym materiale były kości, które mogły odpowiadać kościom noworodka. Rodzice zostali przebadani przez psychiatrów. Okazało się, że para jest uzależniona od alkoholu.
Małżeństwo stanęło przed sądem. Ona odpowiadała za narażenie dziecka "na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu". On za to, że "podjął działania zmierzające do udzielenia pomocy w uniknięciu odpowiedzialności karnej i znieważył zwłoki ludzkie".
Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami, bo sąd ze względu na charakter sprawy zdecydował o wyłączeniu jawności. Wyrok - dwa lata więzienia w pierwszej instancji, a po wniesionej przez prokuraturę apelacji podwyższony do czterech lat. Uzasadnienie decyzji sądu zostało utajnione.
Katarzyna Borczyk poszukiwana
Na pierwszą rozprawę rodzice noworodka zostali doprowadzeni z aresztu, ale po kilku miesiącach odpowiadali już z wolnej stopy. Po wydaniu prawomocnego wyroku mężczyzna stawił się do odbycia kary i zdążył już nawet wyjść na wolność.
Od tamtej pory trwają jednak poszukiwania matki. We wrześniu 2019 roku wystawiono za nią list gończy. Cały czas figuruje w bazie osób poszukiwanych przez policję. Ostatnio komenda w Polkowicach przypomniała o tym fakcie, ponownie publikując jej dane i wizerunek.
Katarzyna Borczyk (z domu Lewandowska), córka Jana i Krystyny, urodzona 11 czerwca 1981. Ostatnie miejsce zameldowania - Czerńczyce. Wzrost 161-165 centymetrów. Kolor oczu - jasne. Do komunikatu załączono fotografię, z zastrzeżeniem, że pochodzi ona z 2001 roku, w związku z czym kobieta mogła od tamtej pory znacząco się zmienić.
Cechy rysopisowe:
SYLWETKA: rozmiar obuwia - 26 cm, waga 50-69 kg, sylwetka krępa (muskularna) WŁOSY: proste, długie, ciemnoblond UZĘBIENIE: pełne WARGI (USTA): średnie USZY / UCHO: wyraźnie przylegające, średnie NOS: kolor nosa naturalny, nos mały, prostolinijny OCZY / OKO: wąsko rozstawione, normalnie osadzone CZOŁO: średnie TWARZ: owalna, cera czerstwa
Osoby posiadające jakiekolwiek informacje na temat kobiety proszone są o kontakt osobisty z funkcjonariuszami wydziału kryminalnego Komendy Powiatowej Policji w Polkowicach albo pod numerami 47 871 34 00, 47 871 35 02.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KPP Polkowice