Kilkadziesiąt minut, a nawet kilka godzin. Średnio co trzy dni przed oddziałem ratunkowym w szpitalu przy ul. Borowskiej we Wrocławiu karetki stoją w kolejce. - Nie jesteśmy w stanie przełamać bariery intelektualnej między światem medycyny, a światem biurokracji - rozkładają ręce lekarze.
Według lekarzy, najgorzej jest w dni, kiedy szpital przy ul. Borowskiej pełni ostry dyżur. Na Szpitalny Oddział Ratunkowy trafiają wtedy pacjenci, którzy chcą uniknąć rejestracji i stania w kolejkach. - Na ostry dyżur przychodzą często z naprawdę błahymi problemami. Stąd między innymi biorą się kolejki - zaznacza prof. Juliusz Jakubaszko z Akademickiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Pamiętam dokładnie 14 listopada. W tym dniu cztery karetki nie mogły nawet wjechać na podjazd, bo w kolejce czekały jeszcze inne cztery - dodaje.
Problem co trzy dni
- Nasz oddział jest przeciążony, dlatego średnio co trzy dni zdarza się, że karetki czekają w kolejce na podjazdach przed Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym. Karetki muszą czekać kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt minut - przyznaje prof. Jakubaszko.
Gdy sytuacja na oddziale ratunkowym robi się naprawdę poważna, karetki odsyłane są do innego szpitala. Lekarze tłumaczą, że problemem jest przepływ informacji między ratownikami pogotowia a szpitalem. - Zdarza się, że lekarze z SOR-u dzwonią do dyspozytora pogotowia i mówią o przeciążeniu na oddziale. Niestety, dyspozytor najczęściej nie bierze pod uwagę próśb załogi szpitala, by nie przysyłać więcej pacjentów - ubolewa prof. Jakubaszko. - Gdyby istniał odpowiedni przepływ informacji, wszystkim pracowałoby się lepiej. A to wpływałoby na zdrowie pacjentów - podkreśla.
"Złota godzina" w kolejce
- To problem nie tylko dla pacjentów, którzy będąc w ciężkim stanie mają tzw. "złotą godzinę", gdy najskuteczniej można zawalczyć o poprawę ich stanu. Czasami zdarza się, że ta "złota godzina" mija na podjeździe szpitala. A czas wydłuża się nawet do trzech godzin - mówi dr Grażyna Paszkiet-Wójcik, rzecznik wrocławskiego pogotowia ratunkowego.
Dla pogotowia kolejki to też problem, bo karetki są w ten sposób blokowane. Jednak według lekarki, kolejki spowodowane są brakiem odpowiedniej liczby personelu.
- Wydaje się, że obsada medyczna SOR powinna być zwiększona, zwłaszcza teraz, kiedy przez złą pogodę wyjazdów jest więcej - ocenia rzecznik pogotowia.
Podobnego zdania jest prof. Jakubaszko, ale problem widzi też gdzieś indziej. Według niego, szpitalne oddziały ratunkowe w Polsce są niedofinansowane. Do SOR trzeba więc dokładać, co rocznie przynosi Akademickiemu Szpitalowi Klinicznemu 7 mln zł strat.
Za mało pieniędzy
- Narodowy Fundusz Zdrowia traktuje oddziały jak troszkę większe karetki. W efekcie, oddział ratunkowy otrzymuje kontrakt porównywalny z 2-3 ambulansami. To bezsens, ale nie jesteśmy w stanie przełamać bariery intelektualnej między światem medycyny a światem biurokratów, którzy podejmują decyzje - narzeka prof. Jakubaszko.
- Najłatwiej jest zrzucić winę na NFZ. Nie będę się wypowiadać na ten temat, bo organizacja pracy oddziału nie należy do nas. Z tego co wiem, problem jest tylko przy ul. Borowskiej - kwituje krótko Joanna Mierzwińska, rzeczniczka wrocławskiego oddziału NFZ.
O karetkach stojących w kolejkach wie też wrocławski urząd wojewódzki. We wtorek wojewoda ma się spotkać z przedstawicielami szpitala i pogotowia, by rozwiązać problem.
Autor: balu, ansa/k / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24