Przed dworcem rząd taksówek. I mimo, że do rynku można wybrać się spacerem, stawiamy na przejazd "taryfą". Udajemy zagraniczne studentki, a kierowca nawet nie uruchamia taksometru, więc na koniec cena jest z sufitu, a wszystko oczywiście bez paragonu.... - Nielegalnych taksówkarzy jeździ po Wrocławiu więcej niż legalnych - twierdzi taksówkarska Solidarność.
Kilkanaście samochodów z kogutem TAXI przez całą dobę stoi przed tylnym wejściem na dworzec kolejowy we Wrocławiu, od ul. Suchej. Poza kogutem, próżno szukać na samochodach nazw firm czy naklejek ze stawkami za kilometr. Łatwo za to znaleźć turystów, szukających wolnej "taryfy". Tym razem były wśród nich reporterki TVN24 w roli zagranicznych studentek.
- Rynek nie jest daleko, ale jest zimno, wietrznie – przekonuje nas jeden z kierowców, jedyny który mówi po angielsku. Poleca swojego kolegę, który może nas zawieźć do miasta za 25 zł. – Wezmę ich za dwie dychy – mówi starszy kierowca, widząc że się zastanawiamy, ale tłumacz go ucisza: - Dobra, dobra, poczekaj. Pojadą za 25 – mówi. A my wsiadamy.
Jazda "na umowę"
Kierowca wybiera zwykłą trasę – przejeżdżamy koło głównego wejścia do dworca, wjeżdżamy w ul. Kołłątaja, przy Galerii Dominikańskiej skręcamy w Kazimierza Wielkiego i parkujemy na placu Solnym. Po kilkunastu minutach jesteśmy już w ścisłym centrum. Według mapy przejechaliśmy mniej niż 2,5 kilometra. Według taksówkarza była to podróż warta 25 złotych.
- Czy mogę prosić o paragon? – pytamy, kiedy dostajemy już resztę. Kierowca najpierw bezradnie rozkłada ręce i mówi, że nie ma. Kiedy nalegamy, w końcu wypisuje rachunek – z nieczytelnym podpisem, bez pieczątki i z enigmatycznym określeniem „jazda po mieście”. Dopytujemy więc o uzupełnienie braków. – Ty swoją tu stawiasz, twoje nazwisko – kierowca wskazuje na rubryczkę oznaczoną „pieczątka TAXI”. Co z informacją ile kilometrów przejechałyśmy? – Osz, kurka na mać. Nie ma kilometrów – zaczyna krzyczeć.
Wyłączony taksometr, brak paragonu, źle wypisany rachunek, zawyżona cena – taksówkarz już przed kamerą tłumaczy, że wcale nie oszukuje klientów. - Niech pani dzwoni na policję, myśli pani że mnie zamkną? Jak się jedzie tutaj, to się nie jedzie na kilometry. Pani jechała na umowę – denerwuje się.
Jak przewóz rzeczy
Problem w tym, że już sama umowa jest niezgodna z prawem. - Legalnie pracujący taksówkarze nie mogą stosować ceny umownej. Mogą dokonywać przewozu osób tylko na podstawie wskazań taksometru – podkreśla Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji. - Wyjątkiem do stosowania ceny umownej jest przewóz rzeczy. Kiedy zadzwonimy do taksówkarza i poprosimy np. o zakup alkoholu, wtedy może się z nami na cenę usługi „umówić”, ale to jedyny taki przypadek – dodaje.
Tyle prawo. We Wrocławiu "umowa" to powszechny sposób na oszukiwanie klinetów. Przed dworcem, przy rynku, na placu Solnym, przed lotniskiem – tam, gdzie najwięcej potencjalnych klientów, tam też najwięcej „umownych” taksówkarzy.
- To ekipa kilkudziesięciu osób. Montują lewe taksometry i, jak to się mówi, naliczają pieniądze w szybszym tempie, niż leci wskazówka sekundnika. Przez to pasażer musi zapłacić trzy razy więcej za przejazd, niż wynika z uchwały rady miasta – mówi pan Rafał z jednej z taksówkarskich korporacji w mieście.
Za przejazd z Dworca Głównego na plac Solny wziąłby 10 zł, czyli ponad połowę mniej niż zapłaciłyśmy za swój przejazd. – We Wrocławiu obowiązuje jedna strefa opłat za przewozy taksówkami. Opłata początkowa za zajęcie miejsca w pojeździe i pierwszy kilometr drogi to 6 zł. Za każdy następny pasażer dopłaci 3 zł. To są ceny maksymalne, taksówkarze nie mogą ich przekraczać – mówi Paweł Czuma, rzecznik urzędu miasta.
Kaczor Donald bez taksometru
- To bardzo nieuczciwa konkurencja, oni działają jak mafia. Przebijają nam opony, pobili już kilka razy naszych kierowców. Oblegają strategiczne punkty w mieście, naciągają klientów, robią to regularnie, a cały czas są bezkarni – denerwuje się pan Rafał. – Do tego kpią sobie z klientów. Kiedyś trafił do naszej firmy kwitek, na którym kierowca podpisał się jako „Kaczor Donald” – dodaje.
Według kodeksu karnego za oszustwo taksówkarz może trafić nawet na osiem lat za kraty. Policaj przypomina, że pasażer powinien za każdym razem sprawdzić, czy kierowca włącza taksometr, czy ma kasę fiskalną. Samochód musi być też odpowiednio oznaczony - mieć numery boczne, licencję, a kierowca - ważne badania lekarskie i psychologiczne.
- Cały czas kontrolujemy taksówkarzy, czy odpowiednio rozliczają się z klientami, czy posiadają ważna licencję. Jednak takie sprawdzanie jest długotrwałe i czasochłonne. W ciągu jednej akcji skontrolujemy 3-4 taksówki, bo informacja o kontroli bardzo szybko idzie w eter i wszyscy nielegalni taksówkarze przestają jeździć – rozkłada ręce Mariusz Kaczmarz z Dolnośląskiej Inspekcji Transportu Drogowego.
Za jazdę pod kogutem TAXI bez licencji taksówkarskiej kierowca może otrzymać od inspekcji karę w wysokości 8 tysięcy złotych. Za okazjonalną jazdę bez włączonego taksometru, gdzie kierowca umawia się przed ruszeniem w trasę na cenę i pobiera opłatę z góry - kolejne 8 tysięcy. Dodatkowo funkcjonariusze kierują taką sprawę do urzędu skarbowego, a ten z kolei może zgłosić oszusta na policję.
– Taksówkarska Solidarność szacuje, że nawet pięć tysięcy kierowców bez licencji wozi po mieście pasażerów. Tych legalnych taksówkarzy jest mniej, według spisu wydanych licencji jest ich 2660 – mówi Kaczmarz.
Nielegalne taksówki to problem od lat
Problem nielegalnych taksówek we Wrocławiu nie jest nowy. Na początku marca w rolę pasażera wcieliła się reporterka TVN24, Kamila Wielogórska. Jak się okazuje - od połowy roku nic się nie zmieniło.
Autor: Olga Bierut, Marta Balukiewicz/k / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław