Od nowego roku szkolnego ze sklepików szkolnych zniknęły batony, napoje gazowane czy chipsy. Zastąpić je miała zdrowa żywność. Uczniowie Gimnazjum nr 39 we Wrocławiu byli przygotowani na zmiany, ale nie aż tak drastyczne. W tej szkole sklepik zniknął zupełnie. Gimnazjaliści wymykają się po jedzenie na pobliską stację benzynową. Dyrekcja im tego zakazuje, grożąc konsekwencjami.
Od września w sklepikach szkolnych może być sprzedawane tylko zdrowe jedzenie. Niestety, w niektórych szkołach wraz ze zmianami pojawiły się problemy. Na stronie internetowej Gimnazjum nr 39 we Wrocławiu pojawił się następujący komunikat:
„Ze względu na restrykcyjne zarządzenie dotyczące funkcjonowania sklepików szkolnych, do tej pory nie mamy ajenta, który poprowadziłby bufet. Prosimy o przynoszenie do szkoły drugiego śniadania. Uczniów obowiązuje całkowity zakaz opuszczania terenu szkoły, w celu zrobienia zakupów na pobliskiej stacji paliw i w okolicznych sklepach. Przejścia przez ruchliwe ulice przy szkole są bardzo niebezpieczne. Wobec uczniów, którzy nie dostosują się do zarządzenia, będą wyciągane konsekwencje”
Wzbudziło to niezadowolenie uczniów, podobnie jak fakt, że sklepik jest zupełnie zamknięty. Dlatego niektórzy wymykają się podczas przerw, by kupić coś do jedzenia na pobliskiej stacji paliw.
- Dostaliśmy list od pani dyrektor, w którym zakazuje wychodzenia z budynku szkoły w trakcie przerw. Oznacza to, że nie możemy nigdzie indziej kupić jedzenia. Trudno mi wytrzymać w szkole bez jedzenia czy picia przez osiem godzin, dlatego biorę śniadanie z domu - mówi gimnazjalistka Alicja Raszewska.
Uczniowie są głodni, więc się wymykają
Jej koledzy Tomek i Bartek też przynoszą ze śniadanie przygotowane w domu. Nie ukrywają jednak, że ich koledzy wymykają się podczas przerw po coś do jedzenia. Zapewniają, że to nie chodzi o to, by robić dyrekcji czy nauczycielom na złość. Uczniowie są po prostu głodni.
- Przyszliśmy do gimnazjum i okazało się, że sklepik jest zamknięty. Powinna być chociaż ta zdrowa żywność, aby kupić cokolwiek do picia czy jedzenia. Teraz nie możemy nic kupić – mówi uczeń Patryk Bańkowski. Zgadza się z tym jego kolega Tomasz Pawełczyk , który dodaje, że w szkole mogłyby być sprzedawane chociaż drożdżówki. – Przecież nie są aż takie niezdrowe. U nas w sklepiku nigdy nie było chipsów – podkreśla Tomek.
Zdrowa żywność nieopłacalna?
O komentarz poprosiliśmy dyrekcję szkoły. Okazuje się, że jest nadzieja, że sklepik będzie.
Dorota Pisklewicz, dyrektorka gimnazjum twierdzi, że czeka na decyzję nowej ajentki, która prowadzi sklepiki w kilku szkołach, ale obawia się czy przy po wprowadzeniu zdrowej żywności biznes ten będzie się opłacał. Dyrekcja postanowiła nawet zwolnić ajenta z czynszu, a chętnych nie ma.
Kobieta, która przez kilkanaście lat prowadziła sklepik w gimnazjum zrezygnowała, bo bała się wyzwania. - Po pierwsze bała się, że przy asortymencie, jakim jest zdrowa żywność biznes nie będzie jej się opłacał. Po drugie mogła przejść na emeryturę – tłumaczy Pisklewicz.
Nie chodzi o kary, ale o bezpieczeństwo
Dyrektorka odnosi się też do zakazu opuszczania szkoły przez uczniów. - Nasza szkoła znajduje się w niebezpiecznym miejscu. Przy ruchliwej ulicy. Po prostu boimy się o bezpieczeństwo gimnazjalistów. Podczas lekcji są pod naszą opieką. Nie chodzi nam o to, aby karać uczniów. Zależy nam na ich bezpieczeństwie. O tym, że młodzież nie może opuszczać szkoły wychowawcy poinformowali rodziców na zebraniach – tłumaczy Pisklewicz.
Uczniowie z Gimnazjum nr 39 przy al. Brücknera we Wrocławiu nie mają w szkole sklepiku. Po jedzenie wymykają się na pobliską stację benzynową:
Autor: sfo / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław | D.Wudniak