Polski konsulat w Nowym Jorku zbada sprawę nieprzytomnego Polaka po wylewie, którego amerykańscy lekarze "podrzucili" szpitalowi w Bolesławcu. Dyplomaci sprawdzą, czy transport mężczyzny, który nie wiedział co się z nim dzieje, był zgodny z amerykańskim prawem i czy nie była to deportacja "na dziko".
Do szpitala w Bolesławcu trafił 69-letni mężczyzna po udarze mózgu. Polak przez blisko 30 lat mieszkał w USA, ale nie był tam ani zameldowany, ani ubezpieczony.
Kiedy zachorował, szpital w Kalifornii wynajął samolot i wysłał go do Polski, nie uprzedzając jednak polskiego szpitala. - Chyba przeliczyli, że koszty utrzymania w Stanach takiego człowieka, będą daleko wyższe niż przerzucenie go przez ocean - mówi Nikołaj Lambrinow, Zastępca Dyrektora ds. Lecznictwa Zespołu Opieki Zdrowotnej w Bolesławcu.
Zapłacili i odjechali
Amerykanie nawiązali kontakt z placówką podczas poszukiwań rodziny mężczyzny.
Pacjentowi towarzyszył opiekun z amerykańskiego szpitala, który zapłacił nie tylko za przelot zza oceanu, ale i gotówką za karetkę z lotniska do placówki. - Zespół, który pojechał na płytę lotniska oczekiwał w hali przylotów, tam gdzie rodziny oczekują na swoich bliskich przylatujących z różnych stron świata - relacjonował Dariusz Matuszkiewicz z pogotowia we Wrocławiu.
Deportacja na dziko
Polski konsulat w Nowym Jorku domaga się od szpitala wyjaśnień. Chce także wiedzieć, czy transport mężczyzny, który nie wiedział co się z nim dzieje, był zgodny z amerykańskim prawem i czy nie była to deportacja "na dziko".
- Transport nieprzytomnego człowieka bez kuratora i bez konsultacji z placówką dyplomatyczną, czyli za naszymi plecami, zdarzył się po raz pierwszy - przyznała Ewa Junczyk- Ziomecka, konsul generalny RP w Nowym Jorku. Jak dodała, cały konsulat jest historią "zaskoczony" i "oburzony".
Opieka potrzebna od zaraz
Mężczyzna potrzebuje całodobowej opieki. Jest po wylewie i po tygodniach leczenia za oceanem. A teraz - także po bardzo długiej podróży. Na pytania reaguje tylko ruchem oczu.
Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Warcie Bolesławieckiej chce, by pacjentem zajęła się jego rodzina. Rozważa nawet w tej sprawie wystąpienie do sądu. - Jeżeli pozostanie w takiej trudnej sytuacji, to trafi do jakiejś placówki - mówi Elżbieta Żerdzińska, kierownik Gminnego Ośrodka.
Na razie kosztami pobytu w szpitalu i opieki Narodowy Fundusz Zdrowia podzieli się z gminą.
Ostatni adres zameldowania mężczyzny to niewielka wieś pod Bolesławcem. Mimo trzydziestu lat od wyjazdu, jego sąsiedzi bardzo dobrze go pamietają. Jak mówią wyjechał, bo "chciał się dorobić". Amerykański sen się nie spełnił. Mężczyzna był bezdomny, zerwał wszelkie kontakty z krajem.
Autor: rf//kdj / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24