Lekarka z przychodni, w której matka miała zarejestrować wygłodzone dziecko, nigdy wcześniej nie widziała chłopca na oczy. Swoją niemal pięcioletnią córkę kobieta zgłosiła tam dopiero po tym, jak jej wycieńczony synek trafił do szpitala. - On umierał - nie pozostawia wątpliwości lekarz. Jednak dyrektor szkoły, do której uczęszcza rodzeństwo wygłodzonego dziecka ma o rodzinie dobrą opinię: - Dzieci były zadbane - przekonuje.
- My nawet nie mieliśmy pojęcia, że takie dziecko istnieje - mówi o skrajnie wygłodzonym rocznym chłopcu lekarz przychodni dla dzieci w Nowej Rudzie, Maria Fedorowicz.
Przychodnia: "Żadnego śladu dziecka"
Matka chłopca, który dwa tygodnie temu trafił do noworudnickiego szpitala w bardzo ciężkim stanie, wskazała opiece społecznej, że leczy dzieci właśnie w tej placówce.
- Nie widzieliśmy żadnej karty szczepień chłopca, nie mamy go w swoich rejestrach. Do naszej przychodni na pewno nigdy nie trafiło - zarzeka się Fedorowicz. Informuje, że dopiero tydzień po tragedii matka przyszła do nich zapisać swoją niemal pięcioletnią córkę. - Nie wiem, czy wcześniej je gdzieś leczyła - mówi.
Dodaje jednak, że rodzeństwo wygłodzonego dziecka jest w dobry stanie fizycznym.
Lekarz z przychodni o kontakcie z rodziną:
Szkoła: "To dobra rodzina"
Jak najlepsze zdanie o rodzinie ma natomiast dyrektor szkoły, do której uczęszcza dwójka rodzeństwa chłopca w ciężkim stanie.
- To zupełnie przeciętna rodzina, a nawet dobra. Dzieci zawsze były przygotowane do zajęć, a na drugie śniadanie mama przygotowywała im kanapki - opowiada Dariusz Chojecki ze szkoły w Nowej Rudzie.
Czy nie dostawali nigdy żadnych niepokojących sygnałów? - Gdyby tak było, wychowawcy natychmiast by to wychwycili - mówi.
"Nie prosili o żadną pomoc"
I opisuje, że zaistniała sytuacja jest dla nich kompletnym zaskoczeniem. - Mieliśmy dobry kontakt z matką, co dzień przyprowadzała tutaj swoją córkę. I nigdy nie zgłaszała, że mają jakieś problemy, że potrzebna im pomoc... Nie prosiła nawet o finansowanie obiadów - wylicza zalety rodziny.
Teraz szkoła postanowiła bliżej przyjrzeć się dzieciom. Obiecują, że jeśli pojawią się jakieś niepokojące objawy, są skłonni wspomóc rodziców.
Lekarz: "Ono umierało"
Innego zdania jest lekarz z oddziału dziecięcego szpitala w Nowej Rudzie. To on 26 marca przyjął od matki skrajnie wychudzone dziecko. Roczny chłopiec miał pięć kilogramów. CZYTAJ WIĘCEJ
- On umierał. Nie wiedziałem, czy przeżyje. To, że nadal walczy o życie, to chyba wola boska - przyznaje dr Dariusz Zabłocki. Chłopiec trafił teraz pod opiekę krakowskich lekarzy.
Jak przekonuje, tak ciężkiego przypadku nie widział od początku swojej lekarskiej kariery. - W dzisiejszych czasach nie widuje się takich dzieci, wyglądało jak z obozu zagłady. Nie da się tego opisać, było całkowicie wyniszczone.
Matka przekonywała, że chłopiec nie jest wygłodzony, a jedynie chory. Ale Zabłocki twierdzi, że do takiego stanu nie doprowadziła jedynie choroba.
- Po rozmowie z matką zorientowałem się, że było po prostu zaniedbanie - przekonuje.
Tak o stanie dziecka mówi lekarz:
Sąsiad: "rodzice mieli problem z alkoholem"
O tym, że w rodzinie dzieje się coś nie tak, przed tragedią alarmował policję sąsiad. - Tam często dochodziło do libacji, a matka piła nawet wtedy, gdy karmiła to najmłodsze dziecko - opowiada Dawid Wojdyła, który mieszka w tym samym bloku.
Opowiada, że dziecko nawet nie miało siły płakać. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że sytuacja jest na tyle poważna.
- Myślałem, że problemem jest głównie alkohol. Uspokajał mnie ojciec, który zarzekał się, że chłopczyk jest chory, a nie niedożywiony - mówi.
Opieka społeczna: "Dzieci zadbane"
Najmniej do zarzucenia ma sobie Miejski Ośrodek Opieki Społecznej w Nowej Rudzie, który miał pod opieką tę rodzinę.
- To są normalni rodzice, nie ma tutaj żadnych znamion patologii. Dzieci są zadbane, a w domu nigdy nie było żadnych awantur. Matka zaprowadziła dziecko do szpitala, gdy zorientowała się, że jest chore - twierdzi Anna Frankowska, kierownik MOPS.
Nie przypomina sobie, aby ich opiekun miał kiedykolwiek problem z tą rodziną. Dlaczego zatem MOPS w ogóle interesował się rodzicami wygłodzonego chłopca? - Byli w złej sytuacji materialnej - ucina.
Prokuratura: śledztwo ws. narażenia życia dziecka
Skąd zatem tyle odmiennych opinii na temat tej rodziny? To sprawdza już prokuratura w Kłodzku.
- 28 marca tamtejsi prokuratorzy dostali powiadomienie o dziecku, które miało nie przyjmować pokarmu. Prokuratura Rejonowa w Kłodzku wszczęła śledztwo w kierunku narażenia dziecka na utratę życia i zdrowia - wyjaśnia Ewa Ścierzyńska.
Teraz chłopiec przebywa pod opieką lekarzy w Krakowie:
Autor: mir/kv / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24