Wymknął się, by ze śmietnika zabrać wyrzucone, klisze. Przeleżały na strychu do 2011 roku. Dziś są gratką dla fanów kryminalnych zagadek i naukowców badających zbrodnie sprzed lat. Na ocalonych przeźroczach i zdjęciach uwieczniono ofiary morderstw, miejsca zbrodni i wypadki sprzed II wojny światowej. Rozmawialiśmy z profesorem Tadeuszem Doboszem, który ocalił dawniej nikomu niepotrzebne dowody, wśród nich te dotyczące seryjnego mordercy, historię, którego opowiedzieliśmy na portalu w sobotę.
Karl Denke z Ziębic w świadomości wielu jest, o zgrozo, ludożercą. Tak naprawdę przede wszystkim pozostaje wielką zagadką. Seryjny morderca miał zabić i oskórować kilkadziesiąt osób, a ich mięso sprzedawać na targu jako "peklowaną wieprzowinę bez skóry". Naukowcy do tej pory nie dowiedli, że Denke częstował się ludzkim mięsem, ale dowody jego zbrodni przetrwały na zdjęciach z lat 20. XX wieku. Te i inne fotografie przedstawiające przedwojenne zbrodnie uratował wrocławski naukowiec.
Skarb na śmietniku
Do lat 80. naukowcy i studenci z Zakładu Medycyny Sądowej ówczesnej Akademii Medycznej we Wrocławiu korzystali z przedwojennego epidiaskopu. Urządzenie pozwalało wyświetlać przeźrocza i zdjęcia. - Gdy się popsuł to okazało się, że nikt nie potrafił go naprawić. W związku z tym podjęto decyzję o likwidacji tej prawie zabytkowej kolekcji. Po prostu zdjęcia i przeźrocza wyrzucono do śmietnika - wspomina prof. Tadeusz Dobosz, dziś kierownik Zakładu Technik Molekularnych na Uniwersytecie Medycznym.
Wtedy był adiunktem, któremu zrobiło się żal wiekowych pomocy naukowych. Dobosz postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. - Zostałem po godzinach, czekałem aż wszyscy wyjdą. Nie zjadłem nawet obiadu, bo chciałem uratować to, co się dało, ale przy ludziach nie wypadało grzebać w śmietniku - opowiada.
W śmietniku znalazł sponiewierane płytki ze zdjęciami. Wiele z nich było potłuczonych w drobny mak. To, co co zostało młody adiunkt zapakował do kartonowych pudeł i po cichu wyniósł na uczelniany strych.
Profesor na tropie mordercy
Tam kilkanaście lat przeźrocza leżały zdane na łaskę wilgoci, zimna i gołębi. O ukrytych na uczelnianym strychu skarbach głośno zrobiło się dopiero na początku XXI wieku. To wtedy, już profesor, Dobosz kolejny raz postanowił zadziałać ws. skarbu ze śmietnika. - Kupiłem skaner i w domu, przez całą zimę, skanowałem - mówi. Potem wnikliwie przeanalizował to, co udało mu się odzyskać. Na niemal 1000 zeskanowanych fotografii widać m.in. sekcje zwłok, miejsca zbrodni, ale także skutki wypadków komunikacyjnych.
Wśród odzyskanych przez profesora fotografii są także te pokazujące postrzały, badania grafologów i portrety ludzi, które prawdopodobnie służyły żakom podczas studiów nad rasizmem. Nie brakuje także tych pokazujących odmienności, które już wtedy zaprzątały umysły badaczy. Ostatnia datowana jest na rok 1943.
W wielu przypadkach nie wiadomo, kim były ofiary i gdzie doszło do zbrodni. Ale wśród przeźroczy profesor znalazł także takie, których pochodzenie dało się wyjaśnić. - Trafiłem na przeźrocza pokazujące dom, szopę i szczątki ofiar Karla Denkego - opowiada naukowiec. I przyznaje, że początkowo myślał, że dom to zwykły podwrocławski budynek. - Dopiero później okazało się, że należał do mieszkańca Ziębic, który na targach sprzedawał cielęcinkę dla dzieci, a piła i inne narzędzia to te, którymi mordował ludzi - mówi.
"Dawniej nie używano rękawiczek"
Odnosząc się do innych zdjęć wskazuje na rzucające się w oczy różnice między zbrodniami sprzed lat a tymi współczesnymi. - Po pierwsze dawniej podczas sekcji nie używano rękawiczek. Dziś to nie do pomyślenia. A po drugie widać jak przestępcy odchodzą od różnych rodzajów zbrodni. Dawniej często podrzynano gardła i kneblowano ofiary - wyjaśnia profesor.
Obecnie oryginały przeźroczy posiada Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu, a pozyskane z nich zdjęcia pokazywane są na wystawach.
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Katedra Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu