Budynki przy placu Nowy Targ we Wrocławiu miały być kolorowe, a mieszkania dzielone według potrzeb lokatorów. Władze się nie zgodziły, bo projekt nie przystawał do ówczesnych warunków. Niewystarczająca liczba parkingów wzbudziła zdziwienie Amerykanów, a otwarta kuchnia zmartwiła gotujących kapuśniak. Dziś jedni potępiają to osiedle, inni je uwielbiają.
Plac Nowy Targ to jeden z trzech wielkich dawnych handlowych placów miasta. Powstał najwcześniej z wrocławskich rynków i był pierwszym centrum miejskiego handlu. Gwar sprzedawców i kupujących w tym miejscu nie ustawał. Nawet, gdy nie odbywał się targ, to sprawunki można było zrobić na parterach małych i ciasno wzniesionych kamienic. Właściciele sklepików zaopatrywali mieszkańców Breslau we wszystko, o czym mogli zamarzyć. Tutaj też odbywały się targ ceramiki i bożonarodzeniowe jarmarki.
W sercu placu od 1732 roku stała fontanna z Neptunem. Została jednak zrównana z ziemią w ostatnich miesiącach II wojny światowej.
Powojenny obraz nędzy i rozpaczy
Wojenne oblężenie Wrocławia niemal całkowicie zniszczyło zabudowę wokół placu. Gotyckie, renesansowe i barokowe kamieniczki obróciły się w pył. Rejon placu stał się głównym miejscem zaopatrzenia w cegły, niezbędne do odbudowy miast.
Wśród gruzów prosperowało ogromne targowisko. Początkowo sprzedawano tu rzeczy skradzione przez szabrowników. - Kilka lat po wojnie to był obraz nędzy i rozpaczy. Wśród rumowiska zbierali się przestępcy i pijacy. Miejsce to było speluną w gruzach, co oczywiście nie podobało się władzom – wspomina Jerzy Tarnawski, architekt i jeden z członków zespołu projektowego odpowiedzialnego za stworzenie powojennej zabudowy placu.
Uznali, że lepiej będzie po nowemu
Początkowo decydenci planowali historyczną rekonstrukcję zabudowy Nowego Targu, na wzór tych przeprowadzonych na Rynku i placu Solnym. Jednak z pomysłu się wycofano, m.in. dlatego, że władze uważały, iż przyszedł czas na nowe, a odtwarzanie zabytków należy do przeszłości. Dlatego w latach 1956-1957 w pracowni Miastoprojekt powstał plan dla rejonu Nowy Targ i okolicznych ulic. Stworzyli go: Ryszard Natusiewicz, Włodzimierz Czerechowski oraz Anna i Jerzy Tarnawscy.
Konsultacje i śmierdzący kapuśniak
W Klubie Dziennikarza przy Podwalu stanęły gotowe makiety budynków i mieszkań. Dzięki temu wrocławianie mogli wziąć udział w odbudowie miasta. Zainteresowanie było olbrzymie.
- Projektowaliśmy przy otwartej kurtynie. Tłumnie odwiedzali nas wrocławianie, toczyły się burzliwe dyskusje. Gdy zaproponowaliśmy powstanie mieszkań jednoprzestrzennych, to zaraz odezwały się głosy, że przy gotowaniu kapuśniaku będzie śmierdzieć w całym lokum. Wrocławianie chcieli też mieć jak najwięcej pokoi, mogły być to maleńkie dziuple, ale miało ich być wiele – śmieje się architekt.
"Wynik zachodnich nowalijek"
W 1958 roku kilkudziesięciu architektów zebrało się, by projekt zatwierdzić. Ostateczną decyzję podejmował jednak Główny Komitet ds. Urbanistyki i Architektury w Warszawie. Niektórzy zachwycali się "bardzo ciekawym, współczesnym i interesującym" opracowaniem, dla jednych był on "wynikiem zachodnich nowalijek", a jeszcze inni uważali go za "działania twórcze".
- Uwag było sporo. Część zebranych stwierdziła, że nasza koncepcja nie nadaje się do realizacji. Odczuwalna była presja restrykcyjnych normatywów. Projekt musieliśmy poprawić, bo według komitetu oderwany był on od rzeczywistości gospodarczej i mieszkaniowej – przyznaje Tarnawski.
Parkingowe zarzuty Amerykanów
Pomysłodawcom zabudowy zalecano zastosować tanią stolarkę, wyeliminować z projektu luksfery i pomniejszyć okna. Uznano, że garaży nie opłaca się budować, a zamiast tego lepiej stworzyć parkingi. Tych jak na ówczesne warunki zachodu było jednak wciąż za mało.
- Gdy amerykańscy senatorowie, podczas swojej wizyty w mieście, zobaczyli nasz projekt, to zarzucili nam zbyt małą liczbę parkingów, ale wówczas samochody można było u nas policzyć na palcach – wspomina architekt.
Szare zamiast kolorowych
Budowa rozpoczęła się w 1961 roku i trwała cztery lata. Ostatecznie nad budynkami nie powstały planowane przez architektów szczyty, a wzdłuż ul. Piaskowej nie wybudowano trzech tzw. punktowców, ale jeden wydłużony blok.
Projektantom nie udało się przeforsować pomysłu mieszkań jednoprzestrzennych, w których mieszkańcy sami mogliby wybierać układ pomieszczeń. Na papierze pozostały dwupoziomowe mieszkania i kolorowe elewacje budynków.
- Projekt został zaakceptowany, ale pod warunkiem, że bloki będą szare - przypomina Tarnawski.
Władze nie pozwoliły też na zastosowanie nowatorskiego ogrzewania. Udało się je wprowadzić tylko we wcześniejszej realizacji projektantów, eksperymentalnym budynku przy. ul. Szewskiej.
- Grzejnik miał znajdować się w części wejściowej, a ciepło rozprowadzane miało być nawiewami do kolejnych pomieszczeń. Tym sposobem pod oknami nie byłoby kaloryferów – wyjaśnia architekt.
Handel z limitami
W połowie lat 60. jeden z trzech dawnych placów handlowych miasta zmienił się w osiedle mieszkaniowe. Przewidziano tu jednak więcej miejsca dla ludzi niż dla sklepów i usług. - Mieliśmy określone sztywne limity dla usług. Z góry narzucono określone metraże dla baru rybnego, dla sklepu z obuwiem i sklepu spożywczego. To były maleńkie przestrzenie, a przez brak usług na placu brakowało życia. My nie mieliśmy tu pola do popisu – przyznaje Tarnawski.
Jednak zmęczeni placowym bałaganem i hałdami gruzów wrocławianie zachwycali się nową zabudową. Bloki nazywane były "nowoczesnymi pięknymi domami", a dzięki, nim plac się stał jednym z "najbardziej reprezentacyjnych w mieście". Entuzjazmowi mieszkańców wtórowali architekci. Jeszcze w trakcie budowy Komitet ds. Urbanistyki i Architektury przyznał twórcom nagrodę za projekt zespołu budynków mieszkalno-usługowych w rejonie Nowego Targu.
Potępienie kontra uwielbienie
Dziś, ponad pół wieku po rozpoczęciu budowy bloków przy Nowym Targu, obiekty budzą wiele kontrowersji. Jedni chcieliby kompleks zrównać z ziemią, dla innych jest perłą architektury. Według niektórych plac definiuje grzechy architektury PRL: taniość, prowizorkę i fuszerkę.
- Wtedy nie mieliśmy takich materiałów jakie są dziś. Warunki były, jakie były, ale wykonanie rzeczywiście nie jest perfekcyjne – przyznaje Tarnawski. I na dowód przytacza historię. - Odbierałem jeden z gotowych budynków, zobaczyłem pewne niedoróbki i zgłosiłem je kierownikowi budowy. Zapewnił mnie, że na drugi dzień wszystko załatwi. Kilkadziesiąt lat później odkryłem, że nie poprawił tego. Tak się wtedy budowało – mówi.
Latem 2012 roku z jednego z bloków odpadł balkon. Zarządca budynku, ze względu na niebezpieczeństwo, zdecydował o demontażu pozostałych płyt balkonowych. To nie zraża jednak fanów tej zabudowy, bez której nie wyobrażają sobie stolicy Dolnego Śląska.
- Te bloki, mimo że teraz zaniedbane, szare i ponure, to wpisały się w krajobraz miasta. To część jego historii – stwierdza Jakub, mieszkaniec Wrocławia.
Bloki można oglądać przy placu Nowy Targ we Wrocławiu:
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici