25 lat temu we Wrocławiu ruszyła pierwsza prywatna polska telewizja ECHO. Początkowo nadawała z domu studenckiego jednej z uczelni, później przeniosła się do najwyższego z wrocławskich budynków. Po 5 latach przestała nadawać, ale w tym czasie wychowała dziennikarzy, operatorów i techników, którzy do dziś pracują w polskich mediach.
6 lutego 1990 roku w telewizorach mieszkańców stolicy Dolnego Śląska zadebiutowała telewizja ECHO. Jednak prace nad startem nowego kanału rozpoczęły się kilka miesięcy wcześniej. – Byłem pracownikiem Instytutu Łączności. Zajmowałem się tam antenami satelitarnymi. Spotkałem tam dziennikarza telewizyjnego Henryka Pachę i zaczęliśmy zastanawiać się nad tym czy nie spróbować stworzyć własnej telewizji. Musieliśmy mieć jednak zgodę odpowiednich władz – wspomina Marek Młynarczyk, jeden z autorów pomysłu i współwłaściciel stacji.
Prywatna eksperymentalna radiowo-telewizyjna stacja
Jesienią 1989 roku pomysłodawcy napisali podanie do prezesa Komitetu ds. Radia i Telewizji o zgodę na uruchomienie "prywatnej eksperymentalnej radiowo-telewizyjnej stacji nadawczej". Odpowiedź była krótka: "Zgadzam się" – napisał ówczesny szef Komitetu.
– Właściwie największym zaskoczeniem było to, że tak szybko udało się nam uzyskać zgodę. Dziś to wydaje się łatwe, ale uruchomienie pierwszej prywatnej telewizji na wschód od Łaby nie było proste – przyznaje Młynarczyk. Później negocjowano przydział częstotliwości na nadawanie programu. Pertraktacje zakończyły się sukcesem. Ministerstwo Łączności pozwoliło na nadawanie sygnału, do końca czerwca, na kanale 28.
Maryla otwiera "małą prywatną telewizję w wielkim mieście"
Nadajnik stanął na dachu akademika Akademii Rolniczej ARKA na wrocławskim Biskupinie. Władze uczelni pozwoliły twórcom telewizji na ulokowanie się w dwóch maleńkich pokojach na ostatnim piętrze budynku. – W jednym pomieszczeniu pracował nadajnik i obsługa techniczna. W drugim mieściła się Redakcja, reklama i studio. Nasz zasięg był wtedy taki osiedlowy – wspomina współtwórca ECHA.
Otwarcie uświetniła Maryla Rodowicz. Były miejscowe władze, hierarchowie kościelni i rektorzy uczelni. W ten sposób rozpoczęły się pierwsze regularne transmisje. Początkowo tylko przez 4 godziny dziennie, od 16.00 do 20.00. "Gazeta Robotnicza" nazwała ECHO "małą prywatną telewizją w wielkim mieście". ECHO stawiało przede wszystkim na wieści z miasta, ale retransmitowało także programy zagraniczne. – Posiłkowaliśmy się programami satelitarnymi. Gdy wybuchła wojna w Zatoce Perskiej pomagał nam nawet dzisiejszy marszałek Sejmu Radek Sikorski. Pomógł załatwić nam zgodę i mogliśmy transmitować relacje brytyjskiej telewizji z tłumaczeniem na żywo – opowiada Młynarczyk.
Na jej antenie można było oglądać m.in. niemieckie programy, początkowo bez tłumaczenia, bo właścicieli nie było na nie stać.
Na sportowo, biznesowo i po prezydencku
Wkrótce zaczęła obowiązywać ramówka. Dziennikarze przygotowali kilka godzin programu własnego. Całość uzupełniana była retransmisjami z satelity.
W poniedziałek na antenie rządził sport, we wtorek "Echo Mix" realizowało studenckie małżeństwo. Z kolei w środę wrocławianie wraz z dziennikarzami uczyli się biznesu. Henryk Jurecki i Krzysztof Kucaja instruowali wrocławian jak rozpoznać fałszywe dolary. W czwartek królował program "Echa miasta", który pokazywał bolączki wrocławian.
Pod koniec tygodnia na antenę wkraczał redaktor Turowski, który prowadził rozmowy na dachu budynku Żeglugi Śródlądowej przy ul. Wita Stwosza. Jednym z pierwszych gości był Janusz Korwin-Mikke, któremu podczas programu na żywo wróżka przepowiedziała, że zostanie kandydatem na prezydenta Polski.
W sobotę na antenie dominowały sondy realizowane na ulicach miasta. Natomiast w niedzielę początkowo nadawano programy o ludziach Kościoła, później nastała era "Czasu dla Prezydenta" w którym Bogdan Zdrojewski, ówczesny włodarz Wrocławia na żywo odpowiadał na telefoniczne pytania widzów dotyczące dziur w drogach, zepsutych latarni czy zaśmieconych podwórek. – To była nowość. Wtedy nie było programów, w których do studia przychodził polityk, który był na żywo przepytywany. Prezydent nie mógł się przygotować, nie wiedział o co może być pytany. Wszystko było żywiołowe, ale nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek nie odpowiedział – wspomina Piotr Plebańczyk, ówczesny redaktor telewizji ECHO. I dodaje, że reporterzy ECHA poruszali tematy o których nie mówiła ówczesna państwowa telewizja. – Nie było dla nas nieważnej sprawy. Jeździliśmy do każdego rowu, który za długo był rozkopany i do dziur w mostach. Dzwoniło do nas bardzo dużo osób z różnymi miejskimi problemami – mówi Plebańczyk.
Nietypowe badania oglądalności
Sukcesy telewizji wymusiły przeprowadzkę. Z akademika ekipa ECHA przeniosła się do najwyższego wtedy wrocławskiego budynku – Poltegoru. Antena stanęła na dachu 125-metrowego obiektu. – Dzięki temu nasz zasięg zwiększył się do 50 km. Mogliśmy być jeszcze bliżej ludzi – przyznaje Młynarczyk. Stacja stale poszerzała program. W jej ramówce pojawił się talent show "Potrafisz – pchaj się na afisz", telewizyjna giełda samochodowa "Kup pan auto", teleturniej na żywo "Teletombola" czy kabaretowe skecze "Potwór z Odry".
Wiadomo było, że ECHO jest popularne i oglądane, ale nie wiadomo było jak duże są słupki oglądalności. – Wtedy nie było badań. Nie wiedzieliśmy jaką mamy widownię, mogliśmy to wywnioskować jedynie na podstawie liczby telefonów. Pewnego razu, by sprawdzić ile ludzi nas ogląda poprosiliśmy na antenie żeby wszyscy telewidzowie gasili i zapalali światło. Całe dzielnice zaczęły migać. Baliśmy się, że spowodujemy katastrofę energetyczną, ale była to wielka radość i niesamowite przeżycie – wspomina Plebańczyk.
Czekali na nowe prawo, koncesji nie dostali
30 czerwca 1990 roku grupa mieszkańców Wrocławia wyszła na ulice, by pokazać solidarność z telewizją ECHO, której kończyło się pierwsze pozwolenie na nadawanie. – Baliśmy się, że pozwolenie nie zostanie przedłużone. Czekaliśmy na uregulowania prawne, ale to wszystko się przedłużało – przyznaje Młynarczyk. Pozwolenie zostało przyznane, ale tylko na kolejne 3 miesiące. Do drzwi ECHA zapukali Włosi, którzy chcieli zainwestować we wrocławską telewizję. Kupili 33 proc. udziałów. Powoli zaczęto tworzyć wspólną polsko-włoską telewizję. W końcu władze ECHA doczekały się uregulowania sprawy nadawania. Nowopowstała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wymusiła uzyskanie koncesji. We Wrocławiu w szranki o koncesję stanęły dwie telewizje ECHO i Telewizja Dolnośląska TeDe do której odeszli niepocieszeni ze współpracy polsko-włoskiej dziennikarze ECHA. Walkę wygrała TeDe. Pierwsza prywatna polska telewizja musiała wstrzymać działalność w marcu 1995 roku.
Mniej profesjonalnie, ale spontanicznie i z pomysłem
Czym różniła się tamta telewizja od dzisiejszej? – Na pewno była mniej profesjonalna. Pracowaliśmy na VHS-ach, nie było za wielu montaży, były dwa magnetowidy. Wszystko trzeba było robić na wyczucie. Technicznie bardzo się różniła. Większość osób miała tu pierwszą styczność z telewizją. Wszystko było spontaniczne, redaktorzy to kontrowali, ale jeśli ktoś miał pomysł i zapał to zgodę na jego realizację dostawał praktycznie od ręki – wspomina Plebańczyk.
Prekursorskie przedsięwzięcie stało się kopalnią doświadczeń. Pracownicy nieistniejącej dziś telewizji ECHO zasilili szeregi innych polskich mediów.
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Stowarzyszene Inicjatyw Medialnych Echo25