Od początku roku w okolicach Węglińca odnotowano 10 pożarów lasu, które - według lokalnych służb - najprawdopodobniej były wywołane celowo. Nadleśnictwo nie chce dłużej zwlekać, dlatego wyznaczyło nagrodę w wysokości 10 tysięcy złotych za przekazanie informacji, dzięki którym udałoby się namierzyć sprawcę - bądź sprawców - podpaleń.
Skąd przeświadczenie, że to ktoś konkretny odpowiada za pożary? Przede wszystkim wskazuje na to ich regularność. W poprzednich latach nadleśnictwo nie zmagało się nawet po części z takimi problemami jak obecnie. Mocno do myślenia dają na przykład miejsca, gdzie powstają zarzewia ognia.
- To się dzieje w środku lasu, tam gdzie dojazd jest utrudniony i nikt się raczej nie kręci. Nie przy żadnej ścieżce czy drodze. Albo w tym samym czasie obok siebie jest kilka pożarów. To już nie jest przypadek, tylko czyjeś ewidentne działanie - mówi Łukasz Pańków, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Węglińcu.
Hektary idą z dymem
Jego jednostka ma w ostatnim czasie sporo roboty. Zdarza się, że wyjeżdżają do gaszenia lasu nawet dwa razy dziennie. Czasem straty są dużo większe niż komuś może się wydawać.
- Na początku marca palił się młodnik. To była uprawa należąca do uniwersytetu. Specjalnie sprowadzali tam nasiona, wszystko było zrobione od linijki. Zapewniano drzewom dogodne warunki, żeby badać tempo wzrostu. I wszystko poszło z dymem - przyznaje Pańków.
Potem lasy paliły się jeszcze wielokrotnie, również w lipcu. Jednak największy pożar wybuchł 8 czerwca.
- To było jakoś 2, 3 w nocy. Bez wątpliwości podpalenie, bo pożar jednocześnie zaczynał się w dwóch miejscach. Akcja gaśnicza była spektakularna, pracowała armia ludzi, na miejscu było kilkanaście wozów. Wszystko trwało blisko dobę zanim udało się ugasić - dodaje Wiesław Piechota, nadleśniczy z Węglińca. Do opanowania ognia użyto nawet samolotów.
Na tropie sprawcy
Policja wyjaśnia okoliczności pożarów, ale dotąd nie wiadomo kto może za nie odpowiadać. Dlatego nadleśnictwo nie chce dłużej czekać z założonymi rękami.
- Zdecydowaliśmy się wyznaczyć tę nagrodę, licząc, że ktoś naprowadzi nas na sprawcę, umożliwi jego wykrycie. Chcemy, żeby ludzie też wiedzieli, że jesteśmy zdeterminowani, aby tego sprawcę znaleźć - zaznacza nadleśniczy Piechota.
I trudno się z nim nie zgodzić. 10 tysięcy złotych to spora suma, która niejednemu może rozwiązać język. Zresztą, dwa lata temu w Węglińcu zmagali się z podobną sytuacją. Wyznaczenie nagrody rozwiązało sprawę. Wtedy podpalaczem okazał się miejscowy nastolatek, który został odpowiednio ukarany.
Natomiast w 2017 roku - jak mówi Piechota - ktoś również podpalał lasy oraz niemal wszystkie pustostany w okolicy. Wówczas nagroda nie pomogła. Podpalacz co prawda usunął się w cień, ale nie został złapany. Czy ta sama osoba wróciła w tym roku? Pewne podejrzenia są, ale nikt na razie nie chce ferować wyroków.
Do podpaleń dochodzi w okolicach Węglińca:
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: OSP Węgliniec