Były łzy radości, uściski i śmiech. A nawet transparent. Tak witano Tomasza Komendę w rodzinnym domu. - Chciałbym podziękować osobom, które przyczyniły się do tego, że jestem w tym miejscu - powiedział mężczyzna ze łzami w oczach. Po 18 latach opuścił mury więzienia.
"Witaj w domu Tomek, po 6540 dniach" - z takim transparentem czekała rodzina Tomasza Komendy na swojego bliskiego. Przed jego domem. Łzom wzruszenia nie było końca.
- Zaskoczenie, co zrobić. Po 18 latach jestem tu, gdzie powinienem być od początku. Jestem wolnym człowiekiem. Jestem szczęśliwy - przyznał w rozmowie z TVN24 Tomasz Komenda.
Mężczyzna był wyraźnie oszołomiony sytuacją, jakby jeszcze nie do końca docierało do niego, że za chwilę przekroczy próg rodzinnego domu, gdzie cały czas czekał na niego jego pokój. Komenda sam przyznał, że nie wie, co zrobi, jak wejdzie do domu.
Kiedy rodzina powoli chciała się zbierać, aby dalej celebrować, już tylko w swoim gronie, 42-latek cofnął się i powiedział przed kamerą jeszcze jedną rzecz.
- Chciałbym z tego miejsca podziękować osobom, które przyczyniły się do tego, że jestem w tym miejscu. Dziękuję panu Remikowi (policjant, który odkrył, że Komenda najprawdopodobniej jest niewinny - przyp. red.), że zajął się tą sprawą, prokuratorom i panu mecenasowi - wymieniał. - Teraz dajcie mi po prostu żyć - dodał na odchodne.
Zwolnienie warunkowe
Komenda, który w 2004 r. prawomocnie został skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo i zgwałcenie 15-latki, odsiadywał wyrok w Zakładzie Karnym w Strzelinie. Według prokuratury - która zgromadziła nowe dowody w tej sprawie - mężczyzna nie popełnił zbrodni, za którą został skazany. Komenda był pozbawiony wolności od 2000 r. Sąd penitencjarny odrzucił w czwartek wniosek prokuratury o zawieszenie kary dla Komendy, ale zwolnił go warunkowo z urzędu z odbywania kary.
Komenda opuścił areszt śledczy we Wrocławiu w czwartek, chwilę przed godziną 15. Czekała na niego rodzina, a także tłum dziennikarzy. Mężczyzna jednak nie powiedział ani słowa. Razem z bliskimi wsiadł do samochodu i odjechał.
Zatrzymany po latach
15-letnia Małgorzata K. została brutalnie zgwałcona w noc sylwestrową w 1996 r. Dziewczyna bawiła się z koleżankami w dyskotece w Miłoszycach pod Wrocławiem. W trakcie zabawy wyszła przed budynek. Kilkanaście godzin później została znaleziona martwa na prywatnej posesji obok dyskoteki. Zmarła wskutek wyziębienia organizmu i odniesionych ran.
Z prośbą o ponowne zajęcie się sprawą do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry zwrócili się w zeszłym roku rodzice Małgorzaty K. Śledztwo zostało wznowione w 2017 r. W czerwcu ubiegłego roku prokuratura poinformowała, że w sprawie zbrodni zatrzymano Ireneusza M. Prokurator przedstawił mu zarzut popełnienia przestępstwa zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa 15-letniej Małgorzaty K. Od tego czasu Ireneusz M. przebywa w areszcie.
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław