- Nie wiem, co widziałem. Nie miało piór, skrzydeł ani wirników i było znacznie szybsze niż nasze F/A-18. Wiem, że chciałbym tym latać - powiedział "New York Times" były pilot US Navy, który w 2004 roku spotkał dziwny obiekt u wybrzeży Kalifornii. W ten weekend upubliczniono nagranie z systemów pokładowych prawdopodobnie jego myśliwca oraz inne podobne, wykonane w nieujawnionym miejscu i czasie. Widać na nich coś, czego miało nie udać się zidentyfikować pilotom i analitykom - UFO.
Opublikowane nagrania są częścią większej medialnej akcji. W weekend równocześnie pojawiły się obszerne teksty w portalach "New York Times" oraz "Politico", ujawniające fakt istnienia dotychczas szerzej nieznanego programu Pentagonu poświęconego badaniu doniesień na temat UFO, czyli "Niezidentyfikowanych Obiektów Latających". Wydano nań 22 miliony dolarów w latach 2007-2012.
Pentagon potwierdził informacje mediów. Finansowanie programu ustało w 2012 roku. - Uznano, że były inne, ważniejsze potrzeby wymagające finansowania i w najlepszym interesie Departamentu Obrony było dokonanie zmian - stwierdził Thomas Crosson w odpowiedzi na pytania "NYT".
Zagadkowe nagrania wydobyte z Pentagonu
Historię nieznanego dotychczas programu opisało już wiele mediów, jednak to, co najciekawsze w całej sytuacji, to ujawnienie dwóch nagrań z systemów pokładowych myśliwców F/A-18 US Navy. Publikuje je "NYT" oraz "To the Stars… Academy of Arts and Science", organizacja, w której skład wchodzi Luis Elizondo.
To były analityk Pentagonu, który miał być kierownikiem ujawnionego właśnie programu analizowania informacji o UFO.
Elizondo powiedział "NYT", że w październiku złożył dymisję, będąc rozczarowanym stosunkiem szefostwa Pentagonu do prac jego zespołu. Miał on być ignorowany, a wyniki jego prac utajniane. Od ustania finansowania w 2012 roku miał wraz z kolegami analizować dane w swoim własnym czasie, wykonując jednocześnie inne obowiązki w Pentagonie.
Były analityk uważa, że informacje na temat UFO są bardzo istotne i powinny być ujawniane oraz dyskutowane publicznie. Twierdzi, że napisał w tej sprawie list do sekretarza obrony Jima Mattisa. Jednocześnie, korzystając ze swojej pozycji oraz wiedzy, miał doprowadzić do ujawnienia wspomnianych nagrań z systemów pokładowych myśliwców.
On, organizacja, w której pracuje, oraz "NYT" jednoznacznie określają je jako "materiały otrzymane dzięki uprzejmości Departamentu Obrony". Miały przejść przez proces odtajnienia w ramach procedury Prawa Dostępu do Informacji. Organizacja "To the Stars…" twierdzi, że posiada wszelkie stosowne dokumenty potwierdzające, że te filmy zostały naprawdę wykonane podczas służby przez amerykańskich wojskowych i są autentyczne.
"Patrz na to! To się obraca!"
Oba filmy przedstawiają obrazy zarejestrowane przez system celowniczy ATFLIR, nowoczesne urządzenie podwieszane pod starsze myśliwce w specjalnym zasobniku. W tym przypadku chodzi o maszyny F/A-18 Super Hornet należące do US Navy.
Zasobnik zawiera między innymi kamery do obserwacji celu w podczerwieni. Przy ich pomocy piloci śledzili oba UFO. Dlatego obraz jest czarno-biały, bo to standard w systemach do obserwacji w podczerwieni. Zazwyczaj obiekt cieplejszy jest widoczny jako biały, podczas gdy zimniejsze tło jest ciemne. Ewentualnie można przestawić tryb i jest odwrotnie.
Nie wiadomo, kiedy i gdzie wykonano pierwsze, wyraźniejsze, nagranie. Pentagon miał ocenzurować tę informację podczas procesu odtajniania wideo. Różne cyfry i kreski widoczne na obrazie to podstawowe dane na temat położenia samolotu i sytemu celowania. Wynika z nich, że F/A-18 łagodnie skręcał w lewo na wysokości około ośmiu kilometrów. Obserwowany obiekt na początku jest po lewej stronie maszyny, a potem przed nią. Samolot leci z prędkością około 500 km/h.
Na nagraniu słychać też rozmowę pilotów. Być może dwóch załogantów jednej i tej samej maszyny albo z dwóch maszyn. Są wyraźnie zdziwieni tym, co widzą. Jeden mówi: "To pi******** dron". Drugi dodaje, że ma ich być mnóstwo. Mówi koledze, żeby spojrzał na wyświetlacz radaru, na którym je podobno widać.
Wideo urywa się bez wyjaśnienia po około pół minuty. Nie wiadomo, czy jest go więcej. Tyle zostało opublikowane.
Spotkanie u wybrzeży Kalifornii
Drugie wideo jest mniej wyraźne i prawdopodobnie starsze. W tym wypadku ujawniono bowiem informacje o dacie i lokalizacji. Wykonano je w 2004 roku u wybrzeży Kalifornii przez maszynę ze skrzydła powietrznego lotniskowca USS Nimitz. W tym wypadku nie słychać żadnych rozmów pilotów. Obiekt jest przed nimi, nieco powyżej. F/A-18 leci z prędkością około 500 km/h na wysokości około sześciu kilometrów.
Po pewnym czasie obserwacji, w trakcie której załoga myśliwca zmienia tryb z podczerwieni na zwykłe światło widzialne, obiekt gwałtownie przyspiesza i odlatuje w lewo. Sensory myśliwca za nim nie podążają.
Opis podobnego incydentu u wybrzeży Kalifornii krąży w internecie już od wielu lat, jednak był traktowany bardzo sceptycznie, jak większość historii o spotkaniach z UFO. To nagranie jednak do niego pasuje.
"NYT" równocześnie z główną historią o obu wideo i tajnym programie Pentagonu opublikował też wywiad z pilotem F/A-18 z lotniskowca USS Nimitz, który miał w 2004 roku obserwować UFO u wybrzeży Kalifornii. Nie wiadomo, czy wideo zostało nagrane wówczas, jednak jego opis do niego pasuje.
Dziwny obiekt tuż nad wodą
Komandor David Fravor twierdzi, że wykonywał rutynowy lot treningowy w towarzystwie drugiego F/A-18. W pewnym momencie miał się do nich odezwać oficer z płynącego w pobliżu krążownika USS Princeton, wyposażonego w zaawansowany system radarowy AEGIS. Zapytał ich, czy mają jakieś prawdziwe uzbrojenie. Kiedy piloci zaskoczeni odparli, że tylko po dwie rakiety treningowe, usłyszeli: "No więc mam dla was prawdziwe naprowadzenie". Czyli chciał ich skierować na prawdziwe przechwycenie jakieś obiektu.
Oficer z krążownika miał im powiedzieć, że pływając przez dwa tygodnie po tym akwenie (u wybrzeży Kalifornii znajduje się duży poligon wykorzystywany przez wojsko USA) regularnie śledzili dziwny obiekt latający, który nagle pojawiał się na ekranach radarów na dużej wysokości około 30 kilometrów, po czym gwałtownie opadał na około siedem i zatrzymywał się, po czym albo wracał na dużą wysokość i znikał z pola ich obserwacji, albo po prostu odlatywał poza nie.
Oba F/A-18 udały się we wskazanym kierunku. Początkowo piloci mieli jednak nic nie widzieć, podobnie ich radary. W końcu Fravor miał dostrzec coś dziwnego na powierzchni morza. Tuż nad nią miał wisieć "jakiś samolot", biały, długi na kilkanaście metrów i owalny. Miał się dziwnie poruszać, a woda pod nim być wzburzona, "jakby się gotowała".
Kiedy Fravor zaczął się zbliżać do obiektu, ten miał gwałtownie poderwać się w górę i podążyć na jego spotkanie. Po chwili skręcił jednak i odleciał w bok, znikając. - Przyśpieszał jak nic co do tej pory widziałem. Byłem nieźle zaskoczony - mówi Frevor w wywiadzie dla "NYT".
"Nie wiem, co widziałem"
Obaj piloci skontaktowali się z krążownikiem i zostali skierowani na odległy o 60 mil (około 100 kilometrów) dalej punkt spotkania, gdzie mieli uformować się w grupę i kontynuować swój lot treningowy. Po drodze otrzymali jednak kolejną informacje z USS Princeton. - Sir, nie uwierzy pan, ale to coś jest już w waszym punkcie spotkania - miał powiedzieć oficer naprowadzania.
- My nadal mieliśmy do przelecenia jakieś 40 mil, a to coś w mniej niż minutę pokonało 60 mil - powiedział dziennikarzom Fravor. Nie zobaczyli już jednak więcej tajemniczego obiektu. Kiedy wylądowali na USS Nimitz nikt nie brał ich opowieści na poważnie i byli obiektem drwin. Przełożeni nie wszczęli żadnego dochodzenia, o którym wiedzieliby piloci.
- Nie wiem, co widziałem. Nie miało piór, skrzydeł ani wirników i było znacznie szybsze niż nasze F/A-18. Wiem, że chciałbym tym latać - powiedział "NYT" pilot.
Jego relację potwierdził dziennikarzom komandor porucznik Jim Slaight, który miał siedzieć za sterami drugiego F/A-18. Obaj są już na wojskowych emeryturach.
"Dziwna" grupa w Pentagonie
"NYT" i "Politico" nie podejmują się próby stwierdzenia, co właściwie widać na obu wideo. UFO niekoniecznie oznacza gości z innej galaktyki. Dla wojska to po prostu obiekt latający, którego nie udało się oficjalnie zidentyfikować. Może to być zarówno jakieś zjawisko naturalne zachodzące w atmosferze, jak i tajne uzbrojenie. Pentagon wydaje co roku kilkadziesiąt miliardów dolarów na "czarne projekty", czyli tajne programy. Za takie pieniądze można zbudować i eksploatować wiele rzeczy.
W rozmowie z "NYT" Elizondo twierdzi jednak, że on i jego koledzy w trakcie prac uznali, iż obserwowane przez pilotów obiekty "nie wydają się pochodzić z żadnego kraju". - To fakt, którego żaden rząd czy instytucja nie powinny utajniać i ukrywać przed opinią publiczną - twierdzi Elizondo.
Natomiast w rozmowie z "Politico" anonimowy pracownik Pentagonu twierdzi, że "cała ta grupa skupiona wokół tego programu była dziwna" i początkowo istniały obawy, iż to sposób na wyprowadzenie funduszy z Pentagonu do znajomych senatora Harry Reida, głównego inicjatora przedsięwzięcia. - Po pewnym czasie ogólnie stwierdzono, że nie mogli znaleźć nic konkretnego. Produkowali stosy papieru, ale nie było w nich nic istotnego. Cała sprawa rozeszła się po kościach głównie z tego powodu. Zniknęło zainteresowanie. Nie było nic, co pozwoliłoby uzasadnić wydawanie pieniędzy podatników - mówi rozmówca "Politico".
Senator Reid w rozmowie z "NYT" twierdzi jednak, że sprawa nie jest tak oczywista. - Jeśli ktoś mówi, że wie, skąd wzięły się te obiekty, to sam siebie oszukuje. Nie wiemy. Jakoś musimy zacząć szukać odpowiedzi - twierdzi polityk. Elizondo ma nadzieję, że swoim głośnym odejściem z Pentagonu i ujawnionymi nagraniami zdoła wywołać dość duże zainteresowanie, aby zebrać fundusze na dalsze badania w ramach organizacji "To the Stars…".
Autor: mk/adso / Źródło: New York Times, Politico, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US DoD