Przepływy cały czas istnieją. Kto wie, czy Małgorzata Kidawa-Błońska dla elektoratu spoza Platformy Obywatelskiej nie będzie atrakcyjna - podkreślił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 europoseł i były premier Leszek Miller. Odniósł się do kandydatury Małgorzaty Kidawy-Błońskiej wysuniętej przez Koalicję Obywatelską na stanowisko premiera po jesiennych wyborach. Dodał, że "bardzo znaczny" wpływ na wynik wyborczy będzie miała metoda D'Hondta, stosowana przy obliczaniu zdobytych mandatów.
W sobotę odbyła się konwencja programowa Prawa i Sprawiedliwości w Lublinie. Dzień wcześniej w Warszawie miała miejsce konwencja Koalicji Obywatelskiej. Obie partie zaprezentowały swoje programy wyborcze.
O prognozowanych wynikach obu partii w październikowych wyborach parlamentarnych mówił w poniedziałek w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 były premier, a obecnie europoseł Leszek Miller.
"Wpływ profesora D'Hondta będzie bardzo znaczny"
- Sądząc po rozmaitych sondażach [poparcia wyborców - przyp. red.], to nie jest walka wyrównana, ale jeżeli się zsumuje wszystkie wyniki opozycji, to opozycja ma albo więcej niż PiS, albo [jest - przyp. red.] na tym samym poziomie - ocenił.
Miller mówił, ze "wyniki badań nie uwzględniają wpływu profesora D'Hondta", czyli metody podziału mandatów w parlamencie na podstawie wyników wyborczych, opracowanej przez belgijskiego matematyka Victora D'Hondta. - A wpływ profesora D'Hondta będzie bardzo znaczny - ocenił.
Na czym polega metoda D'Hondta?
Metoda D'Hondta sprzyja większym ugrupowaniom. Na podstawie obecnej ordynacji wyborczej tą metodą przeliczane są głosy w wyborach do Sejmu i Senatu, Parlamentu Europejskiego oraz w wyborach do rad gmin powyżej 20 tysięcy mieszkańców, rad powiatów i sejmików województw.
Podział mandatów według tej metody dokonuje się w sposób następujący:
1) liczbę głosów ważnie oddanych na każdą z list w okręgu wyborczym dzieli się kolejno przez 1; 2; 3; 4 i dalsze kolejne liczby, aż do chwili, gdy z otrzymanych w ten sposób ilorazów da się uszeregować tyle kolejno największych liczb, ile wynosi liczba mandatów do rozdzielenia między listy;2) każdej liście przyznaje się tyle mandatów, ile spośród ustalonego w powyższy sposób szeregu ilorazów przypada jej liczb kolejno największych.
W innym przepisie ordynacji jest mowa o tym, że "jeżeli kilka list uzyskało ilorazy równe ostatniej liczbie z liczb uszeregowanych w podany wyżej sposób, a tych list jest więcej niż mandatów do rozdzielenia, pierwszeństwo mają listy w kolejności ogólnej liczby oddanych na nie głosów. Gdyby na dwie lub więcej list oddano równą liczbę głosów, o pierwszeństwie rozstrzyga liczba obwodów głosowania, w których na daną listę oddano większą liczbę głosów. Jeżeli i te liczby byłyby równe, wówczas o pierwszeństwie rozstrzyga losowanie przeprowadzone przez komisję".
Opracowana na podstawie metody D'Hondta ordynacja stwierdza, że "mandaty przypadające danej liście kandydatów uzyskują kandydaci w kolejności wynikającej z otrzymanej liczby głosów w ramach listy".
"Pani była marszałek Sejmu uprawia inny styl polityki, który może być urzekający"
Były premier podkreślił w "Rozmowie Piaseckiego", że "zadaniem każdej opozycji jest jak najszybciej przestać być opozycją". Dodał, iż "szkoda, że opozycja idzie podzielona do wyborów".
- Każdy musi sobie znaleźć właściwe miejsce i uznać że prawdziwym przeciwnikiem, rywalem, nie jest kolega z opozycji, tylko kolega z PiS-u - zaznaczył Miller.
Były premier skomentował także wskazanie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki Koalicji Obywatelskiej na premiera po październikowych wyborach. Ocenił, że wysunięcie obecnej wicemarszałek Sejmu na to stanowisko jest dla niego przyjemną niespodzianką.
- Zaskoczyło mnie to pozytywnie - dodał. - To pozytywne zaskoczenie. Pani była marszałek Sejmu uprawia inny styl polityki, który może być urzekający - ocenił.
- To jest nie tyle propozycja dla innych partii opozycyjnych, ale propozycja dla elektoratu. Przecież przepływy cały czas istnieją. Kto wie, czy Małgorzata Kidawa-Błońska dla elektoratu spoza Platformy Obywatelskiej nie będzie atrakcyjna - mówił gość TVN24.
"Pochodzę z rodziny rozbitej, nie znałem swojego ojca, odszedł zaraz po moim urodzeniu"
Powracając do sobotniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości, a także przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, Leszek Miller przyznał, że kiedy słuchał słów prezesa PiS, odczuł niepokój "nie tylko w kwestiach finansowych, ale także w warstwie aksjologicznej".
W tym kontekście Miller odniósł się do stwierdzenia Kaczyńskiego, że "normalna rodzina to kobieta i mężczyzna w stałym związku i dzieci".
- Pochodzę z rodziny rozbitej, nie znałem swojego ojca, odszedł zaraz po moim urodzeniu - wyjaśniał. - I mama, która przez wiele lat opiekowała się mną jak lwica i walczyła o lepsze warunki. Nie uważam, że miałem nienormalną rodzinę. Miałem normalną rodzinę i takich rodzin jest bardzo dużo - dodał.
Miller powiedział również, że w Polsce 30 par na 100 się rozwodzi. - Nie można w ten sposób mówić jak Kaczyński, bo on obraża tysiące ludzi. Takie słowa, stwierdzenia, kogoś w Polsce rażą - zaznaczył.
Podwyższenie płacy minimalnej? "Kaczyński mówi nie o swoich pieniądzach"
W "Rozmowie Piaseckiego" pojawiła się również kwestia wyborczych obietnic Prawa i Sprawiedliwości. Jedną z nich było podniesienie pensji minimalnej do 3000 złotych na koniec 2020 roku oraz do 4000 złotych w 2023 roku. - Wszystkie kotwice zostały odcięte - skomentował Miller, odnosząc się do zapowiedzi partii Kaczyńskiego.
- Zawsze byłem zwolennikiem podwyższania płacy minimalnej, (...) tylko, że Kaczyński mówi nie o swoich pieniądzach. Główny ciężar pokrycia tych zobowiązań dotyczyłby przedsiębiorców - zauważył.
- To nie są decyzje w Polsce, one muszą zapaść w Brukseli, a Polska ma najsłabszą pozycję w Brukseli od 2004 roku - wskazał były premier.
"Nie można powiedzieć większego głupstwa"
Po koniec sierpnia komisja śledcza do spraw VAT przedstawiła projekt raportu końcowego ze swoich prac. Jej przewodniczący, poseł PiS Marcin Horała, zgłosił propozycję postawienia przed Trybunałem Stanu między innymi byłych premierów Donalda Tuska i Ewę Kopacz.
Rzeczniczka SLD i sztabu Lewicy Anna Maria Żukowska skomentowała w telewizji państwowej, że jeśli "rząd i byli premierzy" wiedzieli o lukach w VAT i nie przeprowadzili żadnych działań, które by to nadzorowały, "to jest to powód to postawienia takiej tezy". Żukowska w swojej wypowiedzi dodała, że wierzy w rzetelne działania komisji.
Miller ocenił w programie, że to nie z partią, a z panią rzecznik "dzieje się coś złego".
- Nie można powiedzieć większego głupstwa i nie można wyrządzić większej szkody w tym okresie kampanii wyborczej. Nie dziwię się zatem, jak słyszę, że są żądania, żeby pani Żukowska wycofała się z kandydowania, bo jest obciążeniem dla całej tej listy - powiedział.
Miller: Jaruzelska otrzymałaby zapewne więcej głosów niż Żukowska i Zandberg
Były premier powiedział, że "bardzo żałuje", że na listach wyborczych pojawiła się Żukowska, a nie Monika Jaruzelska. - Pani Jaruzelskiej nie ma, bo otrzymałaby zapewne więcej głosów niż nie tylko pani Żukowska, ale także i pan [Adrian - przyp. red.] Zandberg.
Zandberg, przedstawiciel Partii Razem, jest "jedynką" warszawskiej listy Lewicy.
- Anna Maria Żukowska dostała w wyborach samorządowych 1800 głosów, a pani Jaruzelska - 8000 - przypomniał gość "Rozmowy Piaseckiego".
Autor: akw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24