Dzięki amerykańskiej pomocy przekazywanej do Afryki poprzez program Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego, znanej jako USAID, rozwijały się lokalne usługi, z których korzystał personel tej organizacji. Chodzi między innymi o drogie hotele, restauracje, sklepy czy warsztaty samochodowe. To one jako pierwsze odczuły brak zamożnych klientów.
- Po objęciu urzędu Donald Trump zapowiedział likwidację USAID, agencji finansującej 43 procent globalnej pomocy humanitarnej.
- W Liberii wygaszenie projektów finansowanych przez USA negatywnie wpływa na lokalną gospodarkę. Cierpią miejsca, które wcześniej obsługiwały licznych, dobrze opłacanych pracowników amerykańskiej agencji.
- Wielu miejscowych straciło pracę i źródło dochodu, zmiany dotkliwie odczuwa lokalna klasa średnia.
Wraz z rozpoczęciem urzędowania przez nową administrację Donalda Trumpa Departament Stanu USA i Agencja ds. Rozwoju Międzynarodowego Stanów Zjednoczonych zdecydowały o wstrzymaniu finansowania wielu programów pomocowych.
W Afryce odwołanie do Stanów Zjednoczonych pracowników USAID szybko pociągnęło za sobą wygaszenie prowadzonych przez tę agendę projektów. A do obsługi każdego z nich zatrudniano dziesiątki osób. Na przykład w Liberii na etatach USAID było nieco ponad 100 osób, ale wartymi setki milionów dolarów projektami zajmowało się kilka tysięcy dobrze opłacanych pracowników.
Pochodzili oni zarówno ze Stanów Zjednoczonych, jak i Liberii, a dzięki wysokim pensjom tworzyli powoli lokalną klasę średnią. Wszystko urwało się wraz z decyzją administracji Donalda Trumpa o zakończeniu działalności USAID.
Liczą, że "perturbacje przeminą"
- Z dnia na dzień odwołano w moim hotelu kilka konferencji, a organizowaliśmy czasami kilka tygodniowo. Ich odejście (pracowników USAID - red.) odczuła też nasza restauracja i kawiarnia, gdzie w zasadzie codziennie odbywały się nieformalne spotkania biznesowe - wylicza Anna, właścicielka jednego z największych hoteli w Monrowii.
- Za chwilę odczujemy to jeszcze mocniej. Właśnie ukończyliśmy budowę nowego kompleksu z mieszkaniami na długoterminowy wynajem, ale może się okazać, że nie będzie komu ich wynająć - dodaje. Pociesza się jednak tym, że jej rodzinny biznes przeżył w Liberii dwie rujnujące kraj wojny domowe, więc jest przekonana, że i te "perturbacje przeminą".
Straty liczą też właściciele budynku położonego na wprost świecącej obecnie pustkami siedziby USAID w Monrowii. Na bramie czteropiętrowego apartamentowca z widokiem na ocean, od którego dzieli go 50 metrów, od dwóch miesięcy widnieje wielka tablica z napisem "na wynajem". Ale chętnych brakuje.
"Byli naszymi najlepszymi klientami"
Jednak chyba w najgorszej sytuacji znaleźli się właściciele warsztatów samochodowych. W większości afrykańskich krajów naprawa czy tylko serwis samochodu w warsztacie wiąże się ze sporym ryzykiem utraty oryginalnej części, która wcale nie wymagała żadnej naprawy. Zakłady godne zaufania są niezwykle drogie i jest ich zwykle bardzo mało, przez co są oblegane przez posiadaczy droższych samochodów.
- Byli naszymi najlepszymi klientami. Każdy, kto przyjeżdżał na kontrakt, kupował nowy samochód, zwykle terenową, dobrze wyposażoną toyotę. Jednego dnia straciliśmy kilkudziesięciu klientów. A za chwilę wszystkie trzy warsztaty w mieście stracą setki, bo lokalni satelici wkrótce zrozumieją, że bez sowitych pensji już ich nie będzie stać na samochody kupione za 40 tysięcy dolarów - żali się Michael, Libańczyk prowadzący warsztat samochodowy przy Benson Street w stolicy Liberii. Jako dowód pokazał gruby zeszyt z długą listą pojazdów. Ponad połowa była przekreślona na czerwono. - To nie wszystkie straty, poczekam z wykreśleniem pozostałych, bo może nie wszyscy zabrali samochody do USA - dodał.
Restauracje świecą pustkami
Pustkami świecą też w Monrowii popularne restauracje, które w mieście policzyć można na palcach jednej ręki.
- Otworzyłam to miejsce specjalnie dla Amerykanów z USAID. Codziennie przychodzili na kawę i ciastko. W weekendy przynosili książki, bo tutaj jest cisza i można się schronić przed słońcem. Teraz rzadko ktoś tu zagląda - mówi Gloria, która przyznaje, że nigdy nie narzekała na tłumy w swojej kawiarni, skromnej, ale strategicznie położonej w zaułku między ambasadą USA a siedzibą USAID. Teraz, bez stałych gości, nie widzi sensu prowadzenia interesu.
Liberia nie jest krajem obleganym przez turystów, usługi są mocno wspierane przez ekspatów, właśnie takich jak pracownicy USAID czy licznych agencji ONZ.
Autorka/Autor: mjz/kg
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock