Domy były zalane do pierwszego piętra. (...) W wodzie były ciała ofiar, unosiły się przedmioty zabrane z domów - mówił mieszkaniec Forli we włoskim regionie Emilia-Romania, Pier Luigi Consorti z włosko-polskiej rodziny, która ucierpiała w powodzi. Woda zabrała im samochód i zniszczyła miejsce pracy.
Władze Emilii-Romanii podały w sobotę, że liczba ewakuowanych w wyniku powodzi wzrosła do ponad 36 tysięcy. Straty stwierdzono w prawie stu miejscowościach i są szacowane na miliardy euro. Powódź spowodowała śmierć 14 osób.
Najwięcej mieszkańców, około 27 tysięcy, musiało opuścić swoje domy w rejonie Rawenny, ponad osiem tysięcy w prowincji Forli-Cesena, a cztery tysiące w okolicach Bolonii. Liczba gmin dotkniętych przez powódź zbliża się do stu. Agencja ANSA poinformowała, że w zalanych, odizolowanych miejscowościach w rejonie Rawenny zaczyna brakować wody pitnej i żywności.
- Całe terytorium wygląda jak zbombardowane. To szokujące - powiedziała przedstawicielka władz regionu Irene Priolo. Zanotowano 305 lawin błotnych i osuwisk ziemi, zamkniętych jest ponad 500 dróg. W rejonie miejscowości Lugo koło Rawenny spadł śmigłowiec, który brał udział w operacji kontroli sieci energetycznej. Cztery osoby zostały ranne, w tym dwie ciężko.
"Woda zaczęła napływać cały czas. Prawie wszystko pod nią się znalazło"
Polska Agencja Prasowa rozmawiała z włosko-polską rodziną z Forli, której woda zabrała samochód i zniszczyła miejsce pracy, a teraz niesie pomoc powodzianom i odgarnia zalegające błoto. Monika Consoti Pelczar pracuje w firmie obuwniczej. Woda z błotem wdarła się do fabryki w Sant’Agata sul Santerno, zniszczyła wszystkie maszyny linii produkcyjnej i gotowe do wysłania buty, zamówione przez klientów z różnych stron świata. - Nic nie zostało. Tych maszyn nie da się osuszyć. Nic nie uda się odzyskać - opowiadała.
Teraz kobieta zawozi pomoc powodzianom w najbardziej zniszczonych rejonach. - Pomagamy w strugach deszczu, który nie przestaje padać - relacjonowała. - Pomagam ludziom, którzy stracili wszystko. Moja koleżanka miała sklep ze świeżym makaronem. Woda wdarła się do niego z taką siłą, że rozbiła witryny. Niczego nie dało się uratować - mówiła.
Pier Luigi Consorti opowiedział: - Zaczęło się od opadów deszczu trochę dalej, wokół Forli. A potem woda zaczęła napływać cały czas, bez żadnej przerwy, całymi dniami. I wtedy prawie wszystko pod nią się znalazło, także w naszym mieście.
"W wodzie były ciała ofiar, unosiły się przedmioty. Wszędzie widać zniszczone domy"
- Domy były zalane do pierwszego piętra, woda zabrała wiele samochodów, także nasz. Katastrofa nie do wyobrażenia. W wodzie były ciała ofiar, unosiły się przedmioty zabrane z domów - opisywał mieszkaniec Forli, który sam brnął w wodzie po wyjściu z samochodu, porwanego potem przez falę powodziową. Dodał: - Obrazy jak z wojny. Wszędzie widać zniszczone domy, sprzęty domowe leżą na ulicach, gdzie woda z błotem opada".
Licealistka Laura jako ochotniczka sprząta ulice Forli. Takich wolontariuszy, jak ona nazywa się we Włoszech Aniołami Błota. Nazwa ta powstała ponad pół wieku temu podczas katastrofalnej powodzi we Florencji, gdzie ochotnicy sprzątali ulice i ratowali wszystko, także zabytkowe przedmioty i księgi, z zalanych domów. - Woda na szczęście powoli opada, a tam gdzie już jej prawie nie ma, pozostała blisko metrowa warstwa błota. Wiele osób zakłada kalosze i rusza do akcji z łopatami, by je odgarniać. To nasze zajęcie w tych dniach, zwłaszcza młodzieży, bo szkoły są zamknięte. Trzeba wynieść wszystko z zalanych domów: meble, sprzęty, garnki, ubrania, fotografie. Kładziemy to wszystko na chodnikach, a domy oczyszcza się z błota - opowiedziała nastolatka.
Źródło: PAP, tvnmeteo.pl