7 grudnia peruwiański rybak Maximo Napa wsiadł na swoją łódź i wyruszył na wyprawę rybacką z miasta San Juan de Marcona. Rybak miał ze sobą zapasy jedzenia na dwa tygodnie. Po dziesięciu spokojnych dniach połowów przy brzegu Peru rozpętał się jednak sztorm. Silny wiatr i wysokie fale porwały łódź rybaka daleko na wody Oceanu Spokojnego.
"Nie chciałem umierać"
Jak podały lokalne media, rodzina Napy szybko zgłosiła jego zaginięcie, ale peruwiańskie patrole morskie nie były w stanie go zlokalizować. Dopiero w środę łódź została zauważona przez strażników morskich z Ekwadoru. Rybak dryfował ponad tysiąc kilometrów od lądu, był mocno odwodniony i osłabiony.
- Nie chciałem umierać - powiedział Napa dziennikarzom. - Jadłem karaluchy, ptaki, ostatnio także żółwie.
Mężczyzna powiedział, że sił dodawało mu myślenie o rodzinie, w tym dwumiesięcznej wnuczce. Przez ostatnie 15 dni na morzu nie udało mu się znaleźć nic do jedzenia, ale przeżył na wodzie deszczowej, którą zebrał na łodzi. Napa trafił na obserwację do szpitala w Paita, niedaleko granicy z Ekwadorem. Gdy jego stan się ustabilizował, został przewieziony do Limy, gdzie w sobotę spotkał się z rodziną.
Autorka/Autor: ast
Źródło: Reuters, Latina Noticias
Źródło zdjęcia głównego: Reuters/La Republica