Kanadę trawią pożary buszu. W samej prowincji Alberta w niedzielę odnotowano 87 aktywnych pożarów, wiele z nich nie zostało jeszcze opanowanych. Do straży pożarnej na ochotników zgłaszają się mieszkańcy, kanadyjskie jednostki są już wspierane przez Amerykanów.
W niedzielę w kanadyjskiej prowincji Alberta odnotowano aż 87 aktywnych pożarów buszu. Jak zauważyła rzeczniczka Alberta Wildfire Josee St-Onge, aż 24 z nich były uważane za "wyrwane spoza kontroli".
- Jak dotąd w tym roku, zareagowaliśmy już na 451 pożarów, które zniszczyły ponad 521 tysięcy hektarów terenu - dodała.
Najgorsze przed nimi
Podczas ostatniej konferencji prasowej rzeczniczka ostrzegła, że zagrożenie pożarowe jest bardzo duże. Sytuację pogorszy wzrost temperatury, który jest prognozowany na kolejne dni. Dlatego to, co najbardziej niebezpieczne, wciąż jest przed mieszkańcami Kanady.
- Zagrożenie pożarowe jest ekstremalne. Zgodnie z oczekiwaniami, wczoraj mieliśmy wzrost aktywności pożarowej ze względu na te gorące i suche warunki [...] Szczyt okresu pożarowego jest jeszcze przed nami - opowiadała w niedzielę.
Mieszkańcy chcą pomagać
Colin Blair, dyrektor wykonawczy Agencji Zarządzania Kryzysowego Alberty, powiedział, że władze otrzymały 300 e-maili od osób chcących zgłosić się na ochotnika do wsparcia brygad strażackich.
- Są one w trakcie przetwarzania. Sprawdzamy, czy ludzie są wykwalifikowani i zdolni, zasoby dostępne, a informacje dostarczane do kluczowych działów. Więc skonsultujemy to w Centrum Koordynacji Kryzysowej i poinformujemy główne departamenty. Ponieważ potrzebne są zasoby, skontaktujemy się z tymi osobami, jeśli i kiedy będą potrzebni - powiedział.
W tej chwili kanadyjskie jednostki są już umacniane przez 200 strażaków z USA.
Według Blaira, niemal 20 tysięcy mieszkańców Alberty zostało ewakuowanych.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Twitter/Alberta Wildfire